Pierwszą książką, którą przeczytałam w ramach wyzwania Sardegny "Trójka e-pik" była debiutancka powieść Jonasa Jonassona, której recenzje niedawno przetoczyły się po blogach. Okładka krzyczała o "szwedzkim Forreście Gumpie", więc liczyłam na zabawną i pełną absurdalnych wydarzeń historię. I dokładnie to właśnie dostałam.
Setne urodziny, huczna impreza w domu spokojnej starości i Allan, jubilat, który wyskakuje przez okno. Mężczyzna rusza w ostatnią życiową podróż. Na dworcu staje się właścicielem pewnej walizki i od tej pory zostaje poszukiwanym. Przemierza Szwecję, zdobywa przyjaciół i ukrywa się przed prokuraturą, która z czasem chce go oskarżyć o potrójne morderstwo. Snuje także opowieść o swojej przeszłości – okazuje się, że jego stuletnie życie było równie absurdalne, co sama ucieczka przed wymiarem sprawiedliwości. Ta książka to także podróż przez XX w. Allan powiada, jak jadł kolację z Trumanem, leciał samolotem z Churchilem, pił wódkę ze Stalinem...
Historię Allana poznajemy z dwóch perspektyw: chwili "obecnej", czyli roku 2005, w którym Allan kończy sto lat, oraz historycznej - czyli, perypetie bohatera od urodzenia do wspomnianego roku. Sprawia to, że część współczesna nie nuży, a przeszłość Allana jest tak barwna i obfitująca w zdarzenia niezwykłe, że czyta się to bardzo dobrze.
Głównym bohater Allan Karlsson, tytułowy stulatek jest postacią nietuzinkową. Ucieczka z domu spokojnej starości jest tylko początkiem niezwykłej historii. Podczas swojej "podróży" stulatek poznaje cały szereg oryginalnych postaci i zostaje wmieszany w aferę kryminalną. Przeszłość bohatera jest równie ciekawa. Od najmłodszych lat Allan miał zdolność do wplątywania się w kłopoty. Swą podróż po świecie rozpoczął od Hiszpanii, gdzie uratował życie generałowi Franco. Od tej pory nieznoszący polityki Allan miał szczęście poznać większość osobistości XX wieku. Sytuacje absurdalne mnożyły się ze strony na stronę, a mój uśmiech rozciągał się coraz szerzej. "Stulatek..." dostarczył mi wiele miłych chwil i dużo śmiechu.
Rozrywka na dobrym poziomie. Polecam.
Kiedyś mało brakło, a kupiłabym tę książkę. Ostatecznie wybrałam coś innego. W sumie nie żałuję, ale "Stulatka..." też chciałabym mieć, albo chociaż przeczytać, bo już wtedy opis na okładce wydał mi się interesujący. Twoja recenzja jeszcze potwierdziła moje przypuszczenia :)
OdpowiedzUsuńMoże sprawdź w bibliotekach? Ja na kupno się nie skusiłam, ale znalazłam u siebie w bibliotece :)
UsuńSądzę, że tam nie ma, bo już na pewno bym znalazła. Może poczekam jeszcze trochę i w końcu ją znajdę :)
UsuńMyślę, że nie moja bajka :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda :) Też wydawało mi się, że nie moja, a jednak mi się podobało.
UsuńSam tytuł zabawny, a z recenzji wynika, że i reszta niebanalna. Jak kiedyś zderzę się z Allanem, to może pogadamy :-))
OdpowiedzUsuńTytuł zabawny książka też :)
UsuńPozdrawiam
Pięknie dziękuję za udział :) Właśnie wróciłam z urlopu i nadrabiam linkowe zaległości :)
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję za organizację :) Ostatnia książka już się czyta :)
Usuń