15 stycznia poznaliśmy nominowanych do najważniejszej filmowej nagrody na świecie, czyli Oscara. W tym roku gala rozdania nagród odbędzie się 22 lutego, więc mamy ponad miesiąc, by poznać najlepsze (według Akademii) filmy 2014 roku. Jest to polski rok, bo będziemy walczyć o 5 nagród - w tym dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.
Tych, którzy oglądali "Zaginioną dziewczynę" (ja nie), dziwi brak filmu w wyścigu o nagrodę główną. W kategorii "najlepszy film" walczą jednak inne ciekawe filmy. Na razie widziałam trzy: Whiplash, Boyhood i Grand Budapest Hotel i jak na razie skłaniam się ku temu pierwszemu. Historia młodego perkusisty, który zostaje doprowadzony na skraj wytrzymałości psychicznej przez swego mentora zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Mam nadzieję, że J.K Simmons, który zagrał bezwzględnego nauczyciela dostanie Oscara za rolę drugoplanową. Filmem Boyhood wielu się zachwycało i często był wymieniany jako najlepszy film poprzedniego roku. Doceniam pomysł i wykonanie, ale mnie film momentami nużył. Grand Budapest Hotel podobał mi się, ale nie widzę go jako zwycięzcy w najważniejszej kategorii.
Z pozostałych filmów najbardziej obiecujące wydają się być "Gra tajemnic" i "Birdman" i je będę oglądała najpierw. Jeśli starczy czasu to zobaczę też resztę filmów.
Jeśli chodzi o filmy nieanglojęzyczne to widziałam tylko jeden. Nie jest to "Ida", którą zamierzam obejrzeć, a argentyński film, promowany nazwiskiem Almodovara (choć ten jest tylko producentem), czyli "Dzikie historie". Film Damiana Szifrona przedstawia sześć, odrębnych historii o ludziach doprowadzonych na skraj szaleństwa. Jest to pierwszorzędna czarna komedia. Dawno nie uśmiałam się tak, jak na "Dzikich historiach". Takie filmy jednak nie wygrywają Oscara, więc raczej nie wróżę mu sukcesu. Zdecydowanie warto jednak obejrzeć.
Obowiązkowo do nadrobienia "Ida" i "Mandarynki".
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Oscary. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Oscary. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 18 stycznia 2015
niedziela, 24 lutego 2013
Przegląd filmowy
Plany
oscarowe nie do końca wypaliły, ale obejrzałam jeszcze kilka filmów i chcę
napisać o nich parę zdań póki jeszcze pamiętam ;)
Poradnik pozytywnego myślenia
Film
nominowany w kategoriach:
Najlepszy
film Bruce Cohen, Donna Gigliotti, Jonathan Gordon
|
Najlepszy
aktor pierwszoplanowy Bradley Cooper
|
Najlepsza
aktorka pierwszoplanowa Jennifer Lawrence
|
Najlepszy
aktor drugoplanowy Robert De Niro
|
Najlepsza
aktorka drugoplanowa Jacki Weaver
|
Najlepszy
reżyser David O. Russell
|
Najlepszy
scenariusz adaptowany David O. Russell
|
Najlepszy
montaż Crispin Struthers, Jay Cassidy
|
Pat Solano
wychodzi ze szpitala psychiatrycznego, do którego trafił po pobiciu kochanka
swojej żony. Mężczyzna przeszedł poważne załamanie nerwowe i pomimo leczenia
nie doszedł do siebie. Po zwolnieniu ze szpitala pomagają mu rodzice -
Patrick senior, fanatyk futbolu i Dolores, ostoja normalności w dość
zwariowanym towarzystwie. Na kolacji u znajomych Pat spotyka Tiffany, niedawno
owdowiałą młodą kobietę, mającą problemy psychiczne.
Nominacja do
Oscarów za najlepsze role wcale mnie nie dziwi - Jennifer Lawrence, Bradley
Cooper, Robert de Niro i Jackie Weaver zagrali brawurowo. Sama historia i jej
zakończenie może nie powala, ale jest w tym filmie coś przyciągającego uwagę i do bólu prawdziwego.
Operacja Argo
Film nominowany w kategoriach:
Najlepszy film Ben Affleck, George Clooney, Grant Heslov |
Najlepszy aktor drugoplanowy Alan Arkin |
Najlepszy scenariusz adaptowany Chris Terrio |
Najlepsza muzyka oryginalna Alexandre Desplat |
Najlepszy dźwięk Gregg Rudloff, John T. Reitz |
Najlepszy montaż William Goldenberg |
Najlepszy montaż dźwięku Erik Aadahl, Ethan Van der Ryn |

Operacja Argo to pierwszorzędny thriller polityczny, pełen napięcia i utrzymujący w niepewności. Sceny poważne zostały złagodzone kilkoma gagami, przez co film nie był nużący. Muszę się jednak zgodzić z opiniami innych - Ben Affleck to bardzo dobry reżyser, ale aktor z niego przeciętny.
Merida Waleczna
Film nominowany w kategorii:
Najlepszy długometrażowy film animowany
Księżniczka Merida jest doskonałą łuczniczką, a zarazem porywczą córką króla Fergusa i
królowej Elinor. Niezależna i zdecydowana iść własną drogą, Merida
postępuje wbrew prastarym zwyczajom, którym
hołdują władcy krainy. Jej czyny przypadkowo sprowadzają na królestwo
chaos i zniszczenie, a kiedy dziewczyna szuka pomocy u tajemniczej
staruszki, ta spełnia jej niefortunne życzenie.
Pixar znowu stanął na wysokości zdania. Ich najnowsza produkcja, choć jej fabuła nie jest zbyt nowatorska, to świetna propozycja dla całej rodziny - zarówno młodszych, jak i starszych jej członków. Ja bawiłam się świetnie.
Frankenweenie
Film nominowany w kategorii:
Najlepszy długometrażowy film animowany

Filmy pewnych reżyserów oglądam w ciemno, jednym z nich jest Tim Burton. Po fatalnych "Mrocznych cieniach", nie robiłam sobie wielkich nadziei, ale nominacja do Oscara przywróciła mi wiarę, że może to być dobra animacja. I faktycznie tak się stało. "Frankenweenie" to kolejny znakomity film w dorobku Burtona, może tym razem uda mu się zdobyć jedną z najważniejszych nagród przemysłu filmowego? Trzymam kciuki.
Na tym kończę w tym roku moją przygodę z Oscarami. Kilka filmów muszę jeszcze nadrobić, ale to już po rozdaniu nagród. Jestem ciekawa, czy Akademia nagrodzi te filmy, które mi się podobały, czy jak zwykle wybierze zupełnie odwrotnie. Ale o tym przekonamy się dziś w nocy. Będziecie oglądać transmisję? Ja niestety nie, ale może rano załapię się na końcówkę? Trzymam kciuki za "Nędzników", "Django", Christopha Waltza i Jennifer Lawrence.
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Les Miserables

Na ten film czekałam odkąd tylko zobaczyłam go w zapowiedziach. Musicale uwielbiam, a widziany w Teatrze Roma rok temu Les Miserables zaostrzył mój apetyt.
Film Les Miserables powstał na podstawie musicalu Clauda-Michela Schönberga, który z kolei jest adaptacją książki Wiktora Hugo pt. Nędznicy. Jest to historia Jeana Valjeana, mężczyzny, który by ratować życie siostrzeńca kradnie chleb. Konsekwencje tego czynu są poważne - Valjean zostaje skazany na pracę na galerach. Gdy po 19 latach zostaje warunkowo zwolniony, społeczeństwo nie pozwala mu zapomnieć o "hańbie". Pomocną dłoń do mężczyzny wyciąga biskup Myriel. Valjean staje się przykładnym obywatelem, ale wciąż prześladuje go inspektor policji Javert.
Les Miserables jest wspaniałym widowiskiem, imponuje rozmachem i znakomitą obsadą. Świetna jest też scenografia, a realia dziewiętnastowiecznej Francji są oddane z niezwykłą szczegółowością - aktorzy wglądają tak, jak powinni - mają zniszczone zęby, cerę, brudne włosy i nie prezentują się najlepiej. Wizualnie jest pięknie, muzycznie jest parę zgrzytów, ale i tak dałam się porwać. Większość obsady śpiewa bardzo poprawnie (szczególnie podobały mi się Anne Hathaway jako Fantine i Samantha Barks grająca Eponine). Najmniej musicalowy głos ma, moim zdaniem, Russel Crowe, który śpiewa tak sobie, ale nie przeszkadzało mi to w odbiorze filmu jako całości. Najlepiej wypadły partie śpiewane przez chór. Miałam ciary słuchając Do you hear de people sing. Ku mojemu zdziwieniu nie przeszkadzało mi, że dialogi również są śpiewane, po kilkunastu minutach przyzwyczaiłam się i nie zwracałam na to większej uwagi.
Hugh Jackmanowi i Russelowi Crowe show skradła poruszająca Anne Hathaway i świetni Helena Bonham-Carter i Sacha Baron Cohen, jako małżeństwo Therandierów. Samantha Barks i młody Daniel Huttlestone (Eponine i Gavroche) zaśpiewali i zagrali bardzo dobrze. Sam film dostarczył mi kilka wzruszeń i musiałam ukradkiem ocierać kilka pojedynczych łez. Niestety nic nie poradzę - w duszy gra mi muzyka z Les Miserables.
Chyba niestety jestem nieobiektywna w stosunku do tego filmu. Podobało mi się bardzo, chciałabym zobaczyć Les Miserables jeszcze nie raz, a muzyka zostanie ze mną na długi czas. Czy są jakieś wady? Zapewne, ale człowiek zakochany ich nie widzi ;) No dobrze, może film był odrobinkę za długi, ale z drugiej strony jak zmieścić tak obszerną fabułę w krótszym czasie?
Polecam jeśli lubicie musicale. Les Miserables to przykład jak powinno kręcić się takie filmy - z dbałością o szczegóły, ale z pasją i uczuciem.
Moja ulubiona piosenka z filmu, oprócz I dreamed a dream
niedziela, 27 stycznia 2013
Bestie z południowych krajów

Bohaterką filmu jest kilkuletnia Hushpuppy. Dziewczynka mieszka w odciętej od świata i zaniedbanej "Wannie" (angielskie Bathtub jakoś lepiej mi brzmi) wraz z surowym i nieobliczalnym ojcem. Matka Hushpuppy zostawiła rodzinę, a niestroniący od alkoholu ojciec Wink nie dostałby tytułu ojca roku. "Wanna" to miejsce nędzy i rozpaczy zamieszkane przez buntowników, którzy nie chcą poddać się "cywilizowanemu" światu za "Barierą" i żyją w zgodzie z naturą. Hushpuppy i jej ojciec są jednymi z nielicznych, którzy decydują się pozostać na miejscu pomimo zagrożenia powodzią.
Już pierwsze minuty filmu sugerują niezwykłą atmosferę tego filmu - idealne połączenie obrazu z dźwiękiem przykuwają uwagę. Narratorką tej historii jest mała dziewczynka, często pozostawiona sama sobie. Nadchodzącą powódź Hushpuppy wizualizuje sobie jako stado goniących ją tytułowych bestii - turów. Stopniowo zaciera się granica pomiędzy rzeczywistością, a wyobrażeniami dziewczynki.
Wielką zaletą tego filmu jest świetna muzyka i sugestywne obrazy. Należy też pochwalić zaledwie 9-letnią odtwórczynię głównej roli Quvenzhané Walli, która zagrała bardzo naturalnie i umiejętnie pokazała całą gamę emocji.
Lubię realizm magiczny w literaturze, ale nie wiem, czy w filmach też. Mimo, iż Bestie z południowych krain mi się podobały i poniekąd rozumiem decyzję o nominacji do Oscara, to wątpię czy ma jakąkolwiek szansę na nagrodę. Mam mieszane uczucia, co do tego filmu, ale niewątpliwie warto było go zobaczyć.
czwartek, 24 stycznia 2013
Django
Pierwszym filmem obejrzanym w ramach mojego prywatnego oscarowego wyzwania był "Django". Najnowszy film Quentina Tarantino opowiada historię niewolnika Django ("D" nieme) uwolnionego przez dr. Kinga Schultza - Łowcę Głów (w tej roli fantastyczny Christoph Walz). Django pomaga mu w odszukaniu przestępców znanych jako bracia Brittle, a w zamian za to doktor zwraca mu wolność. Były niewolnik chce odszukać i uwolnić swą żonę - piękną Broomhildę, Schultz zgadza się mu pomóc, jeśli ten przez zimę będzie razem z nim tropił przestępców. W końcu Łowcy Głów trafiają na ślad Broomhildy w Candyland - legendarnej plantacji należącej do miłośnika brutalnych walk pomiędzy niewolnikami, Calvina Candie. Ich misterny plan może się jednak nie udać za sprawą Stephena, starego i oddanego niewolnika należącego do Candie.
Filmy Tarantino albo się lubi, albo nie. Ja jestem fanką jego specyficznego humoru i sposobu przedstawienia rzeczywistości. Tarantino jednocześnie nabija się z spaghetti westernu i pokazuje to co było w nim najlepsze, a robi to w swoim nie powtarzalnym stylu - z humorem i ogromną ilością krwi i flaków.
Osobny akapit należy się obsadzie. Christoph Waltz zaskoczył mnie i zachwycił swoją rolą w "Bękartach wojny", a teraz gra równie dobrze. Świetnie spisali się też Leonardo Di Caprio, jako szalony właściciel plantacji Calvin Candie (aż szkoda, że nie dostał nominacji do Oscara), a także Samuel L. Jackson jako przebiegły Stephen. Przy tej trójce odtwórca głównej roli Jamie Foxx może wypadł trochę blado, ale i tak zagrał bardzo dobrze. Brawa należą się jego kostiumologom za strój "lokaja".
"Django" to nie tylko pastisz westernów, ale przede wszystkim film o niewolnictwie. Tarantin o nigdy nie bał się kontrowersyjnych tematów, a teraz pokazuje dwie strony medalu, ale nie robi tego w sposób patetyczny. Nie jestem przekonana czy Akademia Filmowa będzie w stanie to docenić, bo znając jej wcześniejsze wybory, nie daję filmowi Tarantino większych szans na Oscara za najlepszy film i reżyserię.
Pomimo, że film trwa prawie trzy godziny seans mi się nie dłużył. Tarantino odpowiednio wyważył sceny poważne, z absurdalnymi, jatki i kulturalne rozmowy przy stole. Reżyser stworzył film niejednoznaczny, dający do myślenia, a przy tym zabawny i krwawy. "Django" podobał mi się bardziej niż "Bękarty wojny" i dodaję go do listy moich ulubionych filmów.
Filmy Tarantino albo się lubi, albo nie. Ja jestem fanką jego specyficznego humoru i sposobu przedstawienia rzeczywistości. Tarantino jednocześnie nabija się z spaghetti westernu i pokazuje to co było w nim najlepsze, a robi to w swoim nie powtarzalnym stylu - z humorem i ogromną ilością krwi i flaków.
Osobny akapit należy się obsadzie. Christoph Waltz zaskoczył mnie i zachwycił swoją rolą w "Bękartach wojny", a teraz gra równie dobrze. Świetnie spisali się też Leonardo Di Caprio, jako szalony właściciel plantacji Calvin Candie (aż szkoda, że nie dostał nominacji do Oscara), a także Samuel L. Jackson jako przebiegły Stephen. Przy tej trójce odtwórca głównej roli Jamie Foxx może wypadł trochę blado, ale i tak zagrał bardzo dobrze. Brawa należą się jego kostiumologom za strój "lokaja".
"Django" to nie tylko pastisz westernów, ale przede wszystkim film o niewolnictwie. Tarantin o nigdy nie bał się kontrowersyjnych tematów, a teraz pokazuje dwie strony medalu, ale nie robi tego w sposób patetyczny. Nie jestem przekonana czy Akademia Filmowa będzie w stanie to docenić, bo znając jej wcześniejsze wybory, nie daję filmowi Tarantino większych szans na Oscara za najlepszy film i reżyserię.
Pomimo, że film trwa prawie trzy godziny seans mi się nie dłużył. Tarantino odpowiednio wyważył sceny poważne, z absurdalnymi, jatki i kulturalne rozmowy przy stole. Reżyser stworzył film niejednoznaczny, dający do myślenia, a przy tym zabawny i krwawy. "Django" podobał mi się bardziej niż "Bękarty wojny" i dodaję go do listy moich ulubionych filmów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)