"Miłość bez końca" Scotta Spencera została wydana w 1979 roku . Jej autor został nominowany do National Book Award. O książce postanowiło przypomnieć wydawnictwo MUZA za sprawą filmu w reżyserii Shany Feste. Moim błędem było obejrzenie zwiastunu przed lekturą książki. Wydaje się bowiem, że to dwie różne historie.
Jeżeli miłość bez granic jest marzeniem, to jest marzeniem nas wszystkich, marzeniem bardziej powszechnym od pragnienia nieśmiertelności czy odbycia podróży w czasie, i jeśli czymkolwiek różniłem się od innych, to nie porywem, ale uporem, chęcią, aby przenieść owo marzenie poza wszelkie uznawane granice rozsądku i udowodnić, iż nie jest ono wytworem chorej wyobraźni, lecz stanowi rzeczywistość bardziej prawdziwą niż to naiwne, bolesne złudzenie, które nazywamy normalnym życiem.*
Lata 60 i 70. Chicago. Siedemnastoletni David Axelrod i rok młodsza Jade Butterield zakochują się w sobie, siłą pierwszej, prawdziwej miłości. Ich uczucie (a może pożądanie?) ma tak wyniszczającą moc, że zmęczona nim Jade prosi ojca, by zabronił się jej spotykać z ukochanym na 30 dni. Zrozpaczony i nierozumiejący tej decyzji David wpada na plan, którym chce wkupić się w łaski rodziny. Chłopak wywołuje pożar w domu Butterfieldów. Jednak nic nie idzie po jego myśli. Ogień to żywioł nad którym nie można zapanować, a rodzina Butterfieldów nie jest zwykłą rodziną z przedmieść. David przyznaje się do podpalenia i zostaje skazany na pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Lata mijają, David wychodzi na zwolnienie warunkowe i pomimo zakazu rozpoczyna poszukiwania Jade i jej bliskich.
Główny bohater David na początku książki wydaje się być zagubionym nastolatkiem, niepotrafiącym poradzić sobie z ogromem uczucia jaki na niego spadł. Niespotykana wolność i swoboda seksualna jaką dają młodej parze rodzice Jade zaskakuje ich i przerasta. Konsekwencje tego są niszczycielskie dla Axelrodów i Butterfieldów. Początkowo sympatyzowałam z Davidem i współczułam mu. Im dalej jednak autor zagłębiał się w umysł chłopaka tym bardziej przerażająco się robiło. Od początku książki obserwujemy jak uczucie Davida zmienia się z młodzieńczego zauroczenia w niszczycielską obsesję. Jade na chwilę dołącza do chłopaka w tej intensywnej relacji, ale nawet ona w pewnej chwili mówi dość.
"Miłość bez końca" nie jest typową powieścią dla młodzieży. Spencer posługuje się trudnym językiem, a jego styl wielu czytelników może uznać za nużący. Dużą część książki stanowią przemyślenia Davida, dlatego "Miłość bez końca" robi momentami wrażenie powieści przegadanej. Książka Spencera w całą pewnością nie jest lekturą łatwą. Wnikanie w pogrążający się w szaleństwie umysł Davida nie sprawiło mi przyjemności, ale było ciekawym przeżyciem. Na plus oceniam również obraz Ameryki lat 60 i 70.
*Scott Spencer "Miłość bez końca", Wydawnictwo MUZA SA, 2014, str. 194
niedziela, 27 kwietnia 2014
środa, 23 kwietnia 2014
Jakim jestem czytelnikiem, czyli Światowy Dzień Książki
Dziś Światowy Dzień Książki. Mam nadzieję, że każdy mól książkowy znajdzie dziś choć chwilę na celebrację lektury, lub chociaż zakup jakiejś wymarzonej pozycji. Ja tymczasem odpowiem na pytanie jakie zadała mi Jane, czyli "Jakim jesteś czytelnikiem?":
- Z całą pewnością jestem czytelnikiem zachłannym - kupuję i wypożyczam na potęgę.
- Czytam około 8-10 książek miesięcznie, ale ta liczba zmniejsza się z biegiem lat.
- Jestem obsesyjnym zbieraczem i "kupowaczem", czyli kupuję, stawiam na półce i nie czytam. W tej chwili mam ponad 150 książek własnych, nieprzeczytanych i wciąż przybywają... Zdecydowanie za dużo wydaję na książki.
- Często czytam po kilka książek na raz.
- Zdarza się, że stoję przed półką i nie wiem na co mam ochotę.
- Czytam przede wszystkim kryminały, thrillery, fantastykę. Często sięgam po książki obyczajowe, reportaże, książki historyczne. Właściwie nic nie jest mi obce, choć rzadko sięgam po poezję.
- Nie lubię książek erotycznych (czytałam całą jedną i to nie moja bajka).
- Lubię czytać w łazience.
- Najczęściej czytam w środkach komunikacji miejskiej, głównie autobusach i metrze.
- Nigdy nie kupuję za cenę okładkową - ZAWSZE szukam okazji.
Jak najlepiej poznać mola książkowego? Po jego zbiorach! Więc dziś w ramach książkowego ekshibicjonizmu część moich zbiorów.
Absolutny misz-masz, nieporządek, każda próba poukładania kończy się fatalnie. Po prostu brak miejsca...
- Z całą pewnością jestem czytelnikiem zachłannym - kupuję i wypożyczam na potęgę.
- Czytam około 8-10 książek miesięcznie, ale ta liczba zmniejsza się z biegiem lat.
- Jestem obsesyjnym zbieraczem i "kupowaczem", czyli kupuję, stawiam na półce i nie czytam. W tej chwili mam ponad 150 książek własnych, nieprzeczytanych i wciąż przybywają... Zdecydowanie za dużo wydaję na książki.
- Często czytam po kilka książek na raz.
- Zdarza się, że stoję przed półką i nie wiem na co mam ochotę.
- Czytam przede wszystkim kryminały, thrillery, fantastykę. Często sięgam po książki obyczajowe, reportaże, książki historyczne. Właściwie nic nie jest mi obce, choć rzadko sięgam po poezję.
- Nie lubię książek erotycznych (czytałam całą jedną i to nie moja bajka).
- Lubię czytać w łazience.
- Najczęściej czytam w środkach komunikacji miejskiej, głównie autobusach i metrze.
- Nigdy nie kupuję za cenę okładkową - ZAWSZE szukam okazji.
Jak najlepiej poznać mola książkowego? Po jego zbiorach! Więc dziś w ramach książkowego ekshibicjonizmu część moich zbiorów.
Absolutny misz-masz, nieporządek, każda próba poukładania kończy się fatalnie. Po prostu brak miejsca...
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
"Żony astronautów" Lily Koppel
Za każdym wielkim mężczyzną stoi kobieta. Te słowa wzięła sobie do serca autorka "Żon astronautów" Lily Koppel i napisała książkę o niezwykłych kobietach - astrożonch. Koppel zdziwiła się, że nikt wcześniej nie podjął tego tematu, choć w domach żon astronautów przebywało wielu znanych dziennikarzy i pisarzy. Dziwię się i ja, bo biografie tych pań są materiałem na niejedną dobrą książkę.
Dzięki książce Koppel poznajemy łącznie 49 astrożon - pierwszą siódemkę - żony pierwszych astronautów z projektu Mercury (1959-63), nową dziewiątkę z ery promu kosmicznego Gemini (1962-66), czternastkę, której mężowie brali udział w misji Gemini oraz księżycowych misjach Apollo (1961-72) oraz dziewiętnastkę, nazywającą siebie "oryginalną". Z przeciętnych kur domowych, żon pilotów wojskowych, mieszkających w obskurnych bazach wojskowych szybko stały się międzynarodowymi gwiazdami, których każdy krok obserwowali dziennikarze. Ich życie zmieniło się o 180 stopni. Dzięki intratnemu kontraktowi z magazynem Life astrożony i ich mężowie wreszcie mogli pozwolić sobie na luksusy, które wcześniej znali tylko z gazet. Mężczyźni spełniali swe marzenia o szybkich samochodach, a kobiety o zadbanych domkach na przedmieściach i pięknych strojach.
Jednak koszta sławy były niebagatelne. "Idealne" rodziny cały czas żyły na świeczniku, każdy ich krok był obserwowany, każde słowo skrzętnie zapisywane. Niepokój na twarzach, w czasie startów ich mężów był uwieczniany przez wszechobecnych reporterów. Dlatego kobiety stworzyły Klub Żon Astronautów. Spotykały się, wymieniały doświadczeniami, wspierały w trudnych chwilach, ale tak jak ich mężowie rywalizowały ze sobą. Życie astrożon nie było usłane różami. Sławę ich mężów można porównać do gwiazd rocka. Pokusy otaczały ich zewsząd, a oddalenie od rodziny robiło swoje. Kobiety często zaciskały zęby, bo od początku wiadomo było, że im bardziej udane małżeństwo, tym większa szansa astronauty na lot. Presja odcisnęła niebagatelne piętno na życiu rodzin astronautów, a większość z małżeństw nie przetrwała próby czasu.
"Żony astronautów" to nie tylko książka o wspaniałych żonach i ich odważnych mężach. To przede wszystkim doskonały obraz amerykańskiego społeczeństwa w latach 60 i 70 XX wieku. W gruncie rzeczy historia żon to opowieść o kobiecej przyjaźni i amerykańskiej tożsamości. Kiedy ich mężów wysyłano w kosmos, one były wysyłane na świecznik, stając się wzorem współczesnej amerykańskiej kobiety. Możliwe, że gdyby nie żony, silne kobiety, które dyskretnie ofiarowały niezbędne wsparcie swoim mężom, człowiek nigdy nie dotarłby na Księżyc.
Serdecznie polecam!
Książkę "Żony astronautów" otrzymałam od księgarni Libroteka
Dzięki książce Koppel poznajemy łącznie 49 astrożon - pierwszą siódemkę - żony pierwszych astronautów z projektu Mercury (1959-63), nową dziewiątkę z ery promu kosmicznego Gemini (1962-66), czternastkę, której mężowie brali udział w misji Gemini oraz księżycowych misjach Apollo (1961-72) oraz dziewiętnastkę, nazywającą siebie "oryginalną". Z przeciętnych kur domowych, żon pilotów wojskowych, mieszkających w obskurnych bazach wojskowych szybko stały się międzynarodowymi gwiazdami, których każdy krok obserwowali dziennikarze. Ich życie zmieniło się o 180 stopni. Dzięki intratnemu kontraktowi z magazynem Life astrożony i ich mężowie wreszcie mogli pozwolić sobie na luksusy, które wcześniej znali tylko z gazet. Mężczyźni spełniali swe marzenia o szybkich samochodach, a kobiety o zadbanych domkach na przedmieściach i pięknych strojach.
Jednak koszta sławy były niebagatelne. "Idealne" rodziny cały czas żyły na świeczniku, każdy ich krok był obserwowany, każde słowo skrzętnie zapisywane. Niepokój na twarzach, w czasie startów ich mężów był uwieczniany przez wszechobecnych reporterów. Dlatego kobiety stworzyły Klub Żon Astronautów. Spotykały się, wymieniały doświadczeniami, wspierały w trudnych chwilach, ale tak jak ich mężowie rywalizowały ze sobą. Życie astrożon nie było usłane różami. Sławę ich mężów można porównać do gwiazd rocka. Pokusy otaczały ich zewsząd, a oddalenie od rodziny robiło swoje. Kobiety często zaciskały zęby, bo od początku wiadomo było, że im bardziej udane małżeństwo, tym większa szansa astronauty na lot. Presja odcisnęła niebagatelne piętno na życiu rodzin astronautów, a większość z małżeństw nie przetrwała próby czasu.
"Żony astronautów" to nie tylko książka o wspaniałych żonach i ich odważnych mężach. To przede wszystkim doskonały obraz amerykańskiego społeczeństwa w latach 60 i 70 XX wieku. W gruncie rzeczy historia żon to opowieść o kobiecej przyjaźni i amerykańskiej tożsamości. Kiedy ich mężów wysyłano w kosmos, one były wysyłane na świecznik, stając się wzorem współczesnej amerykańskiej kobiety. Możliwe, że gdyby nie żony, silne kobiety, które dyskretnie ofiarowały niezbędne wsparcie swoim mężom, człowiek nigdy nie dotarłby na Księżyc.
Serdecznie polecam!
Książkę "Żony astronautów" otrzymałam od księgarni Libroteka
niedziela, 13 kwietnia 2014
"Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" Agnès Martin-Lugand
Kwintesencją idealnego popołudnia to chwila z dobrą książką i smaczną kawą, najlepiej w dużym kubku. Dlatego gdy zobaczyłam tytuł i okładkę debiutanckiej książki Agnès Martin-Lugand wiedziałam, że muszę ją zdobyć.
Diane ma wszystko, o czym marzy wiele współczesnych kobiet - udane małżeństwo i wspaniałą córeczkę. Wraz z przyjacielem Felixem prowadzi kawiarenkę literacką w najromantyczniejszym mieście świata - Paryżu. Kilka sekund całkowicie zmienia jej życie. Gdy Klara i Colin giną w wypadku samochodowym, Diane czuje, że nie ma po co żyć. Mija rok odkąd kobieta straciła bliskich i wciąż może otrząsnąć się po tragicznych wydarzeniach - nie wychodzi z domu, nie kąpie się, praktycznie nie je. Dzięki interwencji Felixa, pragnąca świętego spokoju Diane wyjeżdża do małego miasteczka w Irlandii, gdzie zawsze pragnął pojechać jej mąż. Zamieszkuje w małym domku, obok niezwykle gburowatego Irlandczyka, Edwarda i odkrywa, że jej życie wciąż ma sens.
"Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" to fenomen wydawniczy. Książkę autorka wydała własnym sumptem w Internecie, a gdy osiągnęła sukces, prawa do jej wydania sprzedano do kilkunastu krajów. Czemu? Do końca tego nie rozumiem, bo historia francuskiej autorki jest dość prosta i banalna, ale może tytuł był na tyle chwytliwy? Szkoda tylko, że niewiele ma wspólnego z treścią książki. Główna bohaterka co prawda kilka razy wspomina o czytanych książkach, ale to by było na tyle, niewiele autorka wspomina również o Le Gens, prowadzonej przez Diane i Felixa kawiarence literackiej. Jeśli szukacie książki o ludziach kochających kawę i książki to tu tego nie nie znajdziecie. Jest to opowieść o powolnym godzeniu się ze śmiercią bliskich osób i powrotem do "normalnego życia".
Głównej bohaterka Diane, na początku budzi litość, później bardziej już irytację, jednak najgorszą postacią wykreowaną przez Martin-Lugard był niesympatyczny sąsiad Diane, Edward. Jego wyjątkowo wrogie zachowanie wobec mieszkającej obok kobiety było bardzo dziwne. Najbardziej stereotypową postacią był korzystający z wszelkich uroków życia przyjaciel-gej Felix. Niestety ani bohaterowie, ani fabuła nie są najmocniejszą stroną tej powieści. W atmosferę zielonej wyspy też niestety nie zdołałam się wczuć. "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" to książka przeciętna, nie wymagająca wielkiego skupienia i wysiłku intelektualnego.
Diane ma wszystko, o czym marzy wiele współczesnych kobiet - udane małżeństwo i wspaniałą córeczkę. Wraz z przyjacielem Felixem prowadzi kawiarenkę literacką w najromantyczniejszym mieście świata - Paryżu. Kilka sekund całkowicie zmienia jej życie. Gdy Klara i Colin giną w wypadku samochodowym, Diane czuje, że nie ma po co żyć. Mija rok odkąd kobieta straciła bliskich i wciąż może otrząsnąć się po tragicznych wydarzeniach - nie wychodzi z domu, nie kąpie się, praktycznie nie je. Dzięki interwencji Felixa, pragnąca świętego spokoju Diane wyjeżdża do małego miasteczka w Irlandii, gdzie zawsze pragnął pojechać jej mąż. Zamieszkuje w małym domku, obok niezwykle gburowatego Irlandczyka, Edwarda i odkrywa, że jej życie wciąż ma sens.
"Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" to fenomen wydawniczy. Książkę autorka wydała własnym sumptem w Internecie, a gdy osiągnęła sukces, prawa do jej wydania sprzedano do kilkunastu krajów. Czemu? Do końca tego nie rozumiem, bo historia francuskiej autorki jest dość prosta i banalna, ale może tytuł był na tyle chwytliwy? Szkoda tylko, że niewiele ma wspólnego z treścią książki. Główna bohaterka co prawda kilka razy wspomina o czytanych książkach, ale to by było na tyle, niewiele autorka wspomina również o Le Gens, prowadzonej przez Diane i Felixa kawiarence literackiej. Jeśli szukacie książki o ludziach kochających kawę i książki to tu tego nie nie znajdziecie. Jest to opowieść o powolnym godzeniu się ze śmiercią bliskich osób i powrotem do "normalnego życia".
Głównej bohaterka Diane, na początku budzi litość, później bardziej już irytację, jednak najgorszą postacią wykreowaną przez Martin-Lugard był niesympatyczny sąsiad Diane, Edward. Jego wyjątkowo wrogie zachowanie wobec mieszkającej obok kobiety było bardzo dziwne. Najbardziej stereotypową postacią był korzystający z wszelkich uroków życia przyjaciel-gej Felix. Niestety ani bohaterowie, ani fabuła nie są najmocniejszą stroną tej powieści. W atmosferę zielonej wyspy też niestety nie zdołałam się wczuć. "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" to książka przeciętna, nie wymagająca wielkiego skupienia i wysiłku intelektualnego.
sobota, 5 kwietnia 2014
Stosik
Wiem, że pewnie robię się już nudna z tymi stosikami, ale chcę przypomnieć, że jeszcze żyję, choć na Waszych i swoim blogu jestem rzadko. Cóż mogę powiedzieć, dużo pracy...Jak widać złamałam swoje postanowienie o niekupowaniu w marcu...
Od Wielkiej Litery:
Agnès Martin-Lugand "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" - już przeczytana
Zakupione w empikowej promocji 3 za 2:
Ben Aaronovitch "Rzeki Londynu" - mocno polecane przez Padmę z Miasta Książek i Zwierza popkulturalnego
Kate Atkinson "Jej wszystkie życia" - nominowana do Women's Prize for Fiction
Veronica Roth "Niezgodna" - muszę przeczytać przed pójściem do kina
Wymiana na portalu Lubimy Czytać:
Sarah Jio "Marcowe fiołki"
Diane Setterfield "Człowiek, którego prześladował czas" - druga książka autorki świetnej "Trzynastej opowieści"
Gregg Olsen "Wszędzie śnieg"
Kupione od Kiti:
Tom Reiss "Czarny hrabia"
Z biblioteki:
Lene Kaaberbøl, Agnete Friis "Niewidzialny morderca"
Camilla Grebe, Åsa Träff "Bardziej gorzka niż śmierć"
Lisa Scottoline "Nie odchodź"
Robert Karjel "Szwed, który zniknął"
Co polecacie?
Od Wielkiej Litery:
Agnès Martin-Lugand "Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" - już przeczytana
Zakupione w empikowej promocji 3 za 2:
Ben Aaronovitch "Rzeki Londynu" - mocno polecane przez Padmę z Miasta Książek i Zwierza popkulturalnego
Kate Atkinson "Jej wszystkie życia" - nominowana do Women's Prize for Fiction
Veronica Roth "Niezgodna" - muszę przeczytać przed pójściem do kina
Wymiana na portalu Lubimy Czytać:
Sarah Jio "Marcowe fiołki"
Diane Setterfield "Człowiek, którego prześladował czas" - druga książka autorki świetnej "Trzynastej opowieści"
Gregg Olsen "Wszędzie śnieg"
Kupione od Kiti:
Tom Reiss "Czarny hrabia"
Z biblioteki:
Lene Kaaberbøl, Agnete Friis "Niewidzialny morderca"
Camilla Grebe, Åsa Träff "Bardziej gorzka niż śmierć"
Lisa Scottoline "Nie odchodź"
Robert Karjel "Szwed, który zniknął"
Co polecacie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)