sobota, 28 lipca 2012

"Dom na szczycie klifu" Hannah Richell

Do zakupu książki Hannah Richell zachęciły mnie piękna okładka, ze starym, angielskim domem wsród zielonych wzgórz i intrygujący opis z tyłu książki. Lubię powieści psychologiczne z tzw. "tajemnicą", więc ta książka wydawała się idealna na wakacje.

Główną bohaterką jest Dora, młoda, robiąca karierę dziewczyna mieszkająca w Londynie. Wraz z narzeczonym, artystom Danem urządza swoje pierwsze mieszkanie. Dowiaduje sie, że jest w ciąży, jednak nie potrafi się tym cieszyć. Prześladują ją wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to wraz z siostrą Cassie miały opiekować się młodszym braciszkiem Alfiem. Chwila nieuwagi wystarczyła by chłopiec się zgubił. Prawdopodobnie utonął, choć nigdy nie znaleziono jego ciała. Ta tragedia na zawsze zmieniła rodzinę Dory i Cassie. Wzajemne zarzuty i obwinianie się doprowadziły do całkowitego rozpadu rodziny.

Motto książki głosi: "Powrót do domu jest zaledwie początkiem." Dora chcąc uporać się z wyrzutami sumienia postanawia wrócić do tytulowego domu na szczycie klifu i odkrywa głęboko skrywane tajemnice. Hisotrię rodziny Tide'ów poznajemy z trzech perspektyw: matki - Helen i jej dwóch córek - Cassie i Dory. Dzięki retrospektywom poznajemy historię rodziny i pięknego, starego domu.

"Dom..." to smutna historia rozkładu rodziny. Dramatyczne wydarzenia odcisnęły piętno na każdym z jej członków. Pomimo upływu lat trzy kobiety nie mogą pogodzić się w decyzjami jakie podjęły wcześniej. Każda z nich cierpi w milczeniu obwiniając się o stratę dziecka.

Dora, przytłoczona odpowiedzialnością za nienarodzone dziecko i wciąż walcząca z poczuciem winy postanawia rozliczyć się z każdym członkiem rodziny. Zaczyna od matki Helen, która obwinia ją o zaginięcie Alfiego. Helen, z kolei opowiada swoją historię od poznania męża Richarda. Początkowo bohaterka ta nie budziła mojej sympatii i trudno było jej współczuć, co zmieniło się pod koniec książki. Niemniej ważną postacią, choć mniej eksponowaną, jest Cassie, którą poznajemy najpierw jako zbuntowaną nastolatkę dręczoną przez poczucie winy.

Wina i kara jaką narzuciły sobie bohaterki są tu pojęciami kluczowymi. Dora nie może pogodzić się ze stratą brata, nie potrafi też założyć własnej rodziny. Helen pozostaje w domu otoczona pamiątkami po synu, rozpamietując wciąż wydarzenia sprzed lat. Cassie odcina się od rodziny. Bez pogodzenia się z tym co się stało i zostawienia tragedii za sobą bohaterowie nie mogą ruszyć dalej ze swoim życiem. Symboliczna podróż w przeszłość daje nadzieję na nowy początek dla Dory i jej bliskich.

Debiutancka książka Hannah Richell jest dobrym studium rozpadu rodziny, pokazuje jak radzi sobie ona z cierpieniem i stratą. Mimo, że kończy się typowym happy endem to jest to książka, która wzbudziła wiele emocji i wzruszeń. Polecam.

6 komentarzy:

  1. Zapowiada się na ciekawą lekturę :) Poza tym lubię takie klimatyczne okładki.

    Życzę powodzenia w prowadzeniu bloga i zapraszam w wolnej chwili do siebie :)
    http://prywatnyteren.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka super :) Dzięki odwiedzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam już jedną recenzję tej książki i przyznam, że zarówno tamta jak i Twoja, obie mnie zachęciły do sięgnięcia po tę powieść.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem przyzwoita książka. Może tylko odrobinę cukierkowe zakończenie mi się nie do końca podobało, ale przyznam, że trochę się przy niej wzruszyłam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie też się bardzo podobała i również polecam :) tommy

    OdpowiedzUsuń
  6. Tommy czytałam właśnie Twoją recenzję i dlatego "Dom na szczycie klifu" wepchnął się przed "Dom orchidei" :)

    OdpowiedzUsuń