środa, 6 lipca 2016

"Japoński kochanek" Isabel Allende

Z przykrością muszę stwierdzić, że pisarsko Isabel Allende najlepsze czasy ma już za sobą. Autorka znakomitego "Domu duchów" popełniła książkę, która była dla mnie sporym rozczarowaniem.

Irina Bazilli, mołdawska imigrantka podejmuje pracę z luksusowym domu opieki Lark House. Pracowita dziewczyna zdobywa serca ekscentrycznych mieszkańców tego miejsca. Jedną z nich jest Alma Belasco, osiemdziesięcioletnia bogata artystka, głowa wpływowej rodziny Belasców. Dziewczyna zostaje jej asystentką, a później przyjaciółką. Wraz z wnukiem kobiety Sethem, Irina odkrywa, że Alma dostaje listy od kochanka - tajemniczego Japończyka.


Akcja powieści toczy się w San Francisco, w czasach obecnych. Poznajemy losy ciężko doświadczonej przez młodej dziewczyny - Iriny i jej pracodawczyni Almy. Mimo dużej różnicy wieku i skrajnie różnej pozycji społecznej dwie kobiety zaprzyjaźniają się i odkrywają przed sobą swoje tajemnice. Wraz z Almą autorka cofa się do Polski późnych lat 30, gdzie wychowała się kobieta i skąd musiała uciekać, jako mała dziewczynka. Alma opowiada swoją historię - lata spędzone w domu Belasców w San Francisco i zakazaną miłość do Ichimei'ego Fukudy, syna ogrodnika.

Najbardziej interesującym wątkiem "Japońskiego kochanka" były japońskie obozy dla internowanych. Nie jest to temat chyba zbyt popularny w literaturze, bo spotkałam się z nim po raz pierwszy. Niestety autorka nie pochyla się nad nim głębiej, jest to jedynie niewielki epizod w życiu bohaterów. A szkoda, bo to temat z dużym potencjałem. 

"Japoński kochanek" jako romans sprawdza się całkiem nieźle. Niestety znając inne książki autorki, szczególnie wspomniany wcześniej "Dom duchów" można poczuć głębokie rozczarowanie. Brak magii, brak jakiejkolwiek głębi sprawia, że książka jest przeciętna. Bohaterowie są płascy i jednowymiarowi i mimo ich tragicznych dziejów nie budzą większych emocji czy sympatii. Tym, którzy zakochali się w poprzednich książkach autorki odradzam lekturę jej najnowszego dzieła. Ci, którzy szukają ciekawego romansu i mogą spokojnie przeczytać "Japońskiego kochanka. 

Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.

16 komentarzy:

  1. Autorki niestety nie znam, ale po Twojej recenzji i tak na tę książkę się nie skuszę. Może na jakiś inny jej tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam jej wcześniejsze książki, koniecznie "Dom dusz" - genialny!

      Usuń
  2. Dla mnie telenowela- w tej książce jest wszystko, groch i kapusta. Przeczytałam z uwagi na "wątek polski" i też stwierdziłam, że Allende powinna już przejść na emeryturę. Najbardziej wkurzyły mnie stereotypy- jak Polska w IIWŚ, to oczywiście tylko Holocaust, jak emigrantka z tzw. Eastern Europe, to prostytucja etc, a jak Japończyk, to ogrodnik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No telenowela niestety i wszystkie możliwe stereotypy :/ Marnie...

      Usuń
  3. Ja autorki niestety nie znam, ale wbrew pozorom słyszałam o tej ksiązce wiele dobrego ;) czas pokaże, co lektura jeszcze przyniesie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że powieść Cię rozczarowała. Kiedyś przymierzałam się do twórczości autorki i już nie pamiętam, co to był za tytuł, ale książki nie doczytałam do końca. Jakoś nie zaiskrzyło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem co ja mam do książek, gdzie jest choć odrobina Japonii lub Japończyków, ale za nimi kurczę nie przepadam :) to chyba ma związek z "Wyznaniami gejszy" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może spróbuj jednak, może Tobie się spodoba? :)

      Usuń
  6. Dla mnie książka bardzo się podobała, ale nie mam porównania, bo nie czytałam innych tytułów autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie polecam "Dom dusz" i "Evę Lunę" :)

      Usuń
  7. Słyszałam już podobne opinie, dlatego do najnowszych książek autorki aż tak bardzo mnie nie ciągnie. Ale mimo to, pewnie kiedyś je przeczytam, choć trochę się tego rozczarowania obawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mojej mamie się np. podobała, ja akurat mam większe wymagania jeśli chodzi o tą autorkę. No ale zawsze warto spróbować samemu :)

      Usuń
  8. Bardzo kiedyś Allende lubiłam. Za "Dom duchów", "Podmorską wyspę", "Ines". Jednak już "Dziennik Mai" był rozczarowaniem, a po tę pozycję chyba nawet nie sięgnę...

    PS Może jakiś pościk o wakacjach? Chyba, że przegapiłam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba lepiej mieć w pamięci dobre czasy Allende...

      Nie przegapiłaś, coś postaram się skrobnąć :)

      Usuń