Moja siostra Rose mieszka na kominku. A konkretnie to jej fragmenty. Trzy palce, prawy łokieć i rzepka zostały pochowane na cmentarzu w Londynie. [...] Każdemu przypadło w udziale pięć fragmentów. Mama włożyła swoje do pięknej białej trumienki i umieściła pod białym nagrobkiem z napisem "mój Aniołek". Tata dokonał kremacji obojczyka, dwóch żeber, kawałka czaszki i małego palca od nogi, a prochy zamknął w złotej urnie.
Tak rozpoczyna się debiutancka powieść brytyjskiej autorki Annabel Pitcher. Głównego bohatera, dziesięcioletniego Jamiego Matthewsa poznajemy, gdy wraz z ojcem i piętnastoletnią siostrą Jasmine, wyprowadza się z Londynu do Lake District. Pięć lat wcześniej, w wyniku ataku terrorystycznego, zginęła bliźniaczka Jas - Rose, a szczęśliwa rodzina rozpadła się na kawałki. Jamie nie do końca rozumie cierpienie swoich bliskich - nie pamięta siostry i nie tęskni za nią. Jego ojciec nie jest w stanie pogodzić się ze śmiercią córki, wpada w alkoholizm i zaniedbuje dzieci, matka opuszcza rodzinę i odchodzi do mężczyzny, którego poznała na spotkaniach grupy wsparcia, a Jas przechodzi okres buntu. Jamie pozostaje pozostawiony sam sobie, w nowym nieprzychylnym środowisku. W szkole pada ofiarą prześladowań, zaprzyjaźnia się z Sunya, ale musi to ukrywać przed nienawidzącym muzułmanów ojcem.
Jamie był małym chłopcem, gdy jego siostra zginęła w ataku terrorystycznym. W ciągu tych pięciu lat nigdy nie płakał po siostrze, czego nie potrafi zrozumieć jego rodzina, szczególnie ojciec, który nie chce rozstać się z prochami córki, które trzyma na kominku. Chłopiec bardzo przeżywa rozstanie z matką, która nie daje znaku życia.
Gdy dostaje od niej na urodziny koszulkę ze Spidermanem nie przestaje jej nosić, nawet gdy staje się pośmiewiskiem w szkole. Jamie wierzy, że matka wróci, rodzice się pogodzą i wszystko wróci "do normy". Jego pomysł na zwrócenie uwagi rodziców jest niezwykły. Ważnym wątkiem książki jest przyjaźń pomiędzy Jamiem a Sunya - dwójką prześladowanych w szkole dzieciaków, które połączyła niezwykła więź. Szczególnie Sunya, odważna, wesoła i sprytna dziewczynka budzi sympatię.
Annabel Pitcher przedstawiła smutny obraz ludzi przytłoczonych żałobą, którzy nie radzą sobie z obejściem bliskiej osoby. Każdy członek rodziny, we własny unikalny sposób próbuje rzeczy niemożliwej - otrząsnąć się i żyć dalej po bolesnej stracie. Pomimo poruszenia tak przygnębiających kwestii jak strata bliskiej osoby, żałoba, terroryzm, alkoholizm i rasizm, książka Pitcher ma wydźwięk optymistyczny, bo pomimo wszystkiego co go spotkało, Jamie nie traci nadziei i radości życia. "Moja siostra mieszka na kominku" dostarczyła mi zarówno wielu wzruszeń, jak i uśmiechu. Nie sposób było nie polubić pary superbohaterów - Jamiego i Sunyi, którzy stworzyli bardzo sympatyczny duet. Książkę czyta się bardzo szybko, język jest dość prosty, ale autentyczny - czujemy, że narrator ma tylko dziesięć lat. Jest to powieść, która spodoba się nie tylko młodzieży, ale też dorosłym. Serdecznie polecam.
7.5/10
Za przysłanie "białego kruka" serdecznie dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc :)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dla młodzieży. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dla młodzieży. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 7 lipca 2013
sobota, 11 maja 2013
"Złomiarz" Paolo Bacigalupi
Mam słabość do powieści dystopijnych i antyutopii, dlatego nie mogłam przejść obok "Złomiarza" Paolo Bacigulpiego, książki, która w 2012 roku wygrała nagrodę Locusa w kategorii - powieść młodzieżowa i nagrodę Michaela L. Prinzta w 2011 roku. Książkę przeczytałam w ramach wyzwań Z literą w tle, Trójka e-pik (powieść, której autor został nagrodzony) i Czytam Fantastykę.
Gdy poznajemy Nailera, głównego bohatera "Złomiarza", właśnie gramoli się ciasnym kanałem technicznym i zbiera lekkie materiały - miedziane okablowanie na wraku wielkiego tankowca. Wraz z przyjaciółką Pimą należy do lekkiej ekipy Bapiego, gdzie musi wyrobić normę, inaczej jago tatuaże zostaną przecięte, a on wyrzucony na plażę. Nailer mieszka z zdolnym do wszystkiego, uzależnionym od alkoholu i narkotyków ojcem, Richardem Lopezem na Bright Sands Beach w Zatoce Meksykańskiej. Po gwałtownym sztormie Nailer wraz z Pimą znajdują wrak pięknego klipra. Jest to dla nich szansa na rozpoczęcie nowego życia - po sprzedaży znalezionych na żaglowcu przedmiotów spłacą długi i staną się bogaci. Gdy znajdują przygniecioną przez meble, ale żywą dziewczynę, Nailer staje przed trudnym wyborem - zrabować ze statku wszystko co cenne czy uratować jedyną ocalałą osobę, piękną i bogatą dziewczynę, która mogłaby zapewnić mu lepsze życie…
Bacigualpi snuje ciekawą wersję przyszłości. W jego świecie brakuje ropy naftowej, samochody posiadają jedynie bogacze (zwani przez bohaterów lalusiami), a głównym środkiem transportu stają się żaglowce. Na kuli ziemskiej zaszły poważne zmiany klimatyczne, wiele znanych nam miast, takich jak Nowy Orlean, zostało całkowicie zalanych, a naukowcy stworzyli półludzi - nadludzko silne stworzenia o genach człowieka, psa i tygrysa, używane w ochronie i na wojnie. Życie zwykłych ludzi, jest trudne, brakuje jedzenia i lekarstw, a dzieci, takie jak Pima i Nailer są wykorzystywane do ciężkiej pracy.
Gdziekolwiek stał wielki statek, roiły się przy nim, jak muchy, bandy złomiarzy, jak ekipa Nailera. Wgryzały się w żelazne mięso i kości. Wlokły rozczłonkowane trupy starego świata po plaży, na wagi i do wytapiaczy, które pracowały dwadzieścia cztery godziny na dobę ku chwale i zyskom firmy Lawson & Carlson - to oni dorabiali się na złomiarskiej krwi i pocie. (str. 11-12)
"Złomiarz" to ciekawa i wciągająca powieść dystopijna dla młodzieży. Autor kreuje intrygującą i prawdopodobną wersję naszego świata w niedalekiej przyszłości, a także wiarygodne i sympatyczne postacie. Pomimo tego książka nie wzbudziła we mnie większych emocji, ani nie zaskoczyła mnie niczym. Trudno kibicować było bohaterom, gdyż fabuła zmierzała w dokładnie przewidzianym kierunku. Szkoda też, że Bacigualpi nie zdecydował się na rozwinięcie wątku półludzi, a szczególnie jednej z postaci pobocznych - Młota.
Choć autor nie uniknął schematów to książkę przeczytałam szybko i z przyjemnością. Nie zrażajcie się oceną - jest to dobra książka, ale po wielu pozytywnych recenzjach "Zatopionych miast" oczekiwałam czegoś odrobinę lepszego. Jeśli macie ochotę sprawdzić na własnej skórze, jak skończyła się ta historia zapraszam na rozdanie "Złomiarza", które nastąpi już wkrótce.
6.5/10
Gdy poznajemy Nailera, głównego bohatera "Złomiarza", właśnie gramoli się ciasnym kanałem technicznym i zbiera lekkie materiały - miedziane okablowanie na wraku wielkiego tankowca. Wraz z przyjaciółką Pimą należy do lekkiej ekipy Bapiego, gdzie musi wyrobić normę, inaczej jago tatuaże zostaną przecięte, a on wyrzucony na plażę. Nailer mieszka z zdolnym do wszystkiego, uzależnionym od alkoholu i narkotyków ojcem, Richardem Lopezem na Bright Sands Beach w Zatoce Meksykańskiej. Po gwałtownym sztormie Nailer wraz z Pimą znajdują wrak pięknego klipra. Jest to dla nich szansa na rozpoczęcie nowego życia - po sprzedaży znalezionych na żaglowcu przedmiotów spłacą długi i staną się bogaci. Gdy znajdują przygniecioną przez meble, ale żywą dziewczynę, Nailer staje przed trudnym wyborem - zrabować ze statku wszystko co cenne czy uratować jedyną ocalałą osobę, piękną i bogatą dziewczynę, która mogłaby zapewnić mu lepsze życie…
Bacigualpi snuje ciekawą wersję przyszłości. W jego świecie brakuje ropy naftowej, samochody posiadają jedynie bogacze (zwani przez bohaterów lalusiami), a głównym środkiem transportu stają się żaglowce. Na kuli ziemskiej zaszły poważne zmiany klimatyczne, wiele znanych nam miast, takich jak Nowy Orlean, zostało całkowicie zalanych, a naukowcy stworzyli półludzi - nadludzko silne stworzenia o genach człowieka, psa i tygrysa, używane w ochronie i na wojnie. Życie zwykłych ludzi, jest trudne, brakuje jedzenia i lekarstw, a dzieci, takie jak Pima i Nailer są wykorzystywane do ciężkiej pracy.
Gdziekolwiek stał wielki statek, roiły się przy nim, jak muchy, bandy złomiarzy, jak ekipa Nailera. Wgryzały się w żelazne mięso i kości. Wlokły rozczłonkowane trupy starego świata po plaży, na wagi i do wytapiaczy, które pracowały dwadzieścia cztery godziny na dobę ku chwale i zyskom firmy Lawson & Carlson - to oni dorabiali się na złomiarskiej krwi i pocie. (str. 11-12)
"Złomiarz" to ciekawa i wciągająca powieść dystopijna dla młodzieży. Autor kreuje intrygującą i prawdopodobną wersję naszego świata w niedalekiej przyszłości, a także wiarygodne i sympatyczne postacie. Pomimo tego książka nie wzbudziła we mnie większych emocji, ani nie zaskoczyła mnie niczym. Trudno kibicować było bohaterom, gdyż fabuła zmierzała w dokładnie przewidzianym kierunku. Szkoda też, że Bacigualpi nie zdecydował się na rozwinięcie wątku półludzi, a szczególnie jednej z postaci pobocznych - Młota.
Choć autor nie uniknął schematów to książkę przeczytałam szybko i z przyjemnością. Nie zrażajcie się oceną - jest to dobra książka, ale po wielu pozytywnych recenzjach "Zatopionych miast" oczekiwałam czegoś odrobinę lepszego. Jeśli macie ochotę sprawdzić na własnej skórze, jak skończyła się ta historia zapraszam na rozdanie "Złomiarza", które nastąpi już wkrótce.
6.5/10
sobota, 23 lutego 2013
"Legenda. Rebeliant" Marie Lu
Piętnastoletnia June, urodzona w elitarnej rodzinie w jednej z
najbogatszych dzielnic Republiki, jest wojskowym geniuszem. Posłuszna,
pełna pasji i oddana ojczyźnie, jest wychowywana na przyszłą gwiazdę
najwyższych kręgów Republiki. Również piętnastoletni Day, urodzony w slumsach sektora Lake, jest
najbardziej poszukiwanym przestępcą Republiki, ale kierujące nim motywy
wcale nie są tak podłe jak by się mogło wydawać. Pochodzący z dwóch różnych światów June i Day nie mają powodu, by się
spotkać, aż pewnego dnia brat June, Metias, pada ofiarą morderstwa, a
Day staje się głównym podejrzanym. Wciągnięty w śmiertelną zabawę w
kotka i myszkę, Day ucieka, próbując jednocześnie uratować swą rodzinę, a
June desperacko usiłuje pomścić śmierć brata. Zbieg okoliczności sprawia, iż oboje odkrywają prawdę o wydarzeniach,
przez które połączyły się ich losy. Dowiadują się też, że ich ojczyzna
gotowa jest sięgnąć po wszelkie dostępne środki, by zataić sekrety.
Narratorami i głównymi bohaterami książki amerykańskiej autorki Marie Lu są June Iparis, młoda i zdolna dziewczyna z zamożnego domu i Day 15-letni przestępca, ukrywający się przed władzami Republiki. Naprzemienne rozdziały ukazują tę historię z dwóch różnych perspektyw i pozwalają głębiej poznać motywacje i zachowania bohaterów. Akcja książki toczy się w Los Angeles, jednym z miast Republiki, w czasach, gdy Stany Zjednoczone rozdzieliły się na dwa odrębne, zażarcie walczące ze sobą byty - Republikę i Kolonie. Wielka szkoda, że ten konflikt nie został przez autorkę rozwinięty. Jest to świat typowo dystopijny - rządzi nim garstka wybrańców, na czele z Elektorem Primo i podległym mu wojskiem. Reszta społeczeństwa tłoczy się w slumsach i walczy z tajemniczą epidemią. Społeczeństwo jest zhierarchizowane na podstawie Próby, której poddane zostaje każde dziecko w wieku lat 10. Od jej wyniku zależy jego dalsze życie i pozycja.
Marie Lu nie prezentuje nam niczego nowego - wszystkie jej pomysły były już kiedyś w literaturze wykorzystane, niektóre nawet wielokrotnie. Sama autorka przyznała, że inspiracją dla niej był film "Nędznicy" i konflikt pomiędzy Jeanem Valjeanem i Javertem. W "Rebeliancie" nie ma niczego odkrywczego, wszystkie wydarzenia i sekrety przez uważnego czytelnika mogą być łatwo rozszyfrowane. Język książki również nie powala. W całej mierze jest ona po prostu przeciętna.
Mimo przewidywalności i kilku innych mankamentów "Rebelianta" czyta się całkiem nieźle. Powieść jest krótka i napisana przystępnym językiem. Niewielki rozmiar książki i jej lekkość zdecydowanie sprzyjają zabieraniu jej ze sobą do autobusu/tramwaju/ metra. Jeśli lubicie powieści dystopijne to może się skusicie, ale nie będę upierała się, że jest to książka tego gatunku, którą należy znać. Ja przeszłam obok niej zupełnie obojętnie, a pewnie za miesiąc nie będę już pamiętała fabuły.
Sprzedane zostały prawa do sfilmowania "Rebelianta" i o dziwo myślę, że film może być dużo lepszy od książki.
5.5/10
Narratorami i głównymi bohaterami książki amerykańskiej autorki Marie Lu są June Iparis, młoda i zdolna dziewczyna z zamożnego domu i Day 15-letni przestępca, ukrywający się przed władzami Republiki. Naprzemienne rozdziały ukazują tę historię z dwóch różnych perspektyw i pozwalają głębiej poznać motywacje i zachowania bohaterów. Akcja książki toczy się w Los Angeles, jednym z miast Republiki, w czasach, gdy Stany Zjednoczone rozdzieliły się na dwa odrębne, zażarcie walczące ze sobą byty - Republikę i Kolonie. Wielka szkoda, że ten konflikt nie został przez autorkę rozwinięty. Jest to świat typowo dystopijny - rządzi nim garstka wybrańców, na czele z Elektorem Primo i podległym mu wojskiem. Reszta społeczeństwa tłoczy się w slumsach i walczy z tajemniczą epidemią. Społeczeństwo jest zhierarchizowane na podstawie Próby, której poddane zostaje każde dziecko w wieku lat 10. Od jej wyniku zależy jego dalsze życie i pozycja.
Marie Lu nie prezentuje nam niczego nowego - wszystkie jej pomysły były już kiedyś w literaturze wykorzystane, niektóre nawet wielokrotnie. Sama autorka przyznała, że inspiracją dla niej był film "Nędznicy" i konflikt pomiędzy Jeanem Valjeanem i Javertem. W "Rebeliancie" nie ma niczego odkrywczego, wszystkie wydarzenia i sekrety przez uważnego czytelnika mogą być łatwo rozszyfrowane. Język książki również nie powala. W całej mierze jest ona po prostu przeciętna.
Mimo przewidywalności i kilku innych mankamentów "Rebelianta" czyta się całkiem nieźle. Powieść jest krótka i napisana przystępnym językiem. Niewielki rozmiar książki i jej lekkość zdecydowanie sprzyjają zabieraniu jej ze sobą do autobusu/tramwaju/ metra. Jeśli lubicie powieści dystopijne to może się skusicie, ale nie będę upierała się, że jest to książka tego gatunku, którą należy znać. Ja przeszłam obok niej zupełnie obojętnie, a pewnie za miesiąc nie będę już pamiętała fabuły.
Sprzedane zostały prawa do sfilmowania "Rebelianta" i o dziwo myślę, że film może być dużo lepszy od książki.
5.5/10
wtorek, 29 stycznia 2013
"Las Zębów i Rąk" Carrie Ryan
Mary mieszka w szczelnie otoczonej ogrodzeniem wiosce w samym środku Lasu Zębów i Rąk. Za siatką kryje się śmiertelne niebezpieczeństwo - zombie, zwani przez mieszkańców osady Nieuświęconymi. To miejsce zdaje się być ostatnim bastionem ludzkości, otoczonym nieumarłymi. Wioską rządzi Siostrzeństwo - rodzaj żeńskiego zakonu, który w imię Boga rządzi tym zapomnianym światkiem. Wraz z pomocą Strażników starają się uchronić mieszkańców przed okrutnym losem. Mary poznajemy nad rzeką, gdy chwila nieuwagi sprawia, że jej matka zostaje zarażona i postanawia dołączyć do męża, który prawdopodobnie stał się Nieuświęconym. To wydarzenie ma poważne konsekwencje dla młodej dziewczyny - nie tylko zostaje sierotą, ale nie ma wyjścia - musi wstąpić do Siostrzeństwa. Splot wydarzeń sprawia, że Mary dowiaduje się rzeczy, które nie były przeznaczone dla jej uszu, a wydarzenia przybierają dramatyczny obrót.
Klimat tej książki prawie od pierwszej strony przypominał mi film M. Night Shyalamalana - Osada. Tu bestie zostały zastąpione żyjącymi trupami. Zombie to motyw popularny i nośny w popkulturze, a zatem dość wyeksploatowany. Trzeba się solidnie wysilić, żeby stworzyć coś interesującego. Las zębów i rąk z całą pewnością nie jest wielce oryginalny i nie wnosi wiele do tej tematyki, ale jest to powieść młodzieżowa, więc można jej to trochę wybaczyć. Target tej książki jest wyraźny - jest ona skierowana do młodych ludzi, może nawet młodych dziewczyn. Wynika to z faktu, że wątek przetrwania w świecie otoczonym przez krwiożerczych zombie jest równie ważny jest wątek miłosny. Carrie Ryan wyłamała się pod tym względem - zamiast tradycyjnego "trójkąta", mamy "czworokąt". Relacje pomiędzy bohaterami są skomplikowane. Wpływ na ich decyzje ma wiele czynników - kierują się nie tylko uczuciem, ale też poczuciem obowiązku wobec wspólnoty. Byłby to może nawet całkiem ciekawy problem, gdyby nie wykonanie. Osobiście wolałabym poczytać więcej o tajemniczym Siostrzeństwie i Strażnikach, obyczajach obowiązujących w wiosce i przyczynach wybuchu epidemii, niż o dylematach miłosnych głównych bohaterów.
Największym moim problemem z tą książką jest to, że nie polubiłam głównej bohaterki. Nie umiałam wczuć się w jej sytuację, miałam wrażenie, że bardziej absorbuje ją nieszczęśliwa miłość, niż fakt, że niedawno straciła matkę. Mojej sympatii nie przysporzyło bohaterce jej dążenie dosłownie po trupach do spełnienia swojego marzenia. Inni bohaterowie wypadają raczej blado i za mało ich jest na "scenie".
Pomimo kilku niedociągnięć to książkę czyta się błyskawicznie. Język jest dość prosty, a rozdziały krótkie. Końcówka zostawia czytelnika w niepewności (choć to takim torem pójdzie fabuła było do przewidzenia) i sprawia, że jednak chce się sięgnąć po kontynuację. Mam nadzieję, że autorka w dalszych tomach zdradza więcej tajemnic.
6.5/10
Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytam fantastykę i Trójka e-pik.
Klimat tej książki prawie od pierwszej strony przypominał mi film M. Night Shyalamalana - Osada. Tu bestie zostały zastąpione żyjącymi trupami. Zombie to motyw popularny i nośny w popkulturze, a zatem dość wyeksploatowany. Trzeba się solidnie wysilić, żeby stworzyć coś interesującego. Las zębów i rąk z całą pewnością nie jest wielce oryginalny i nie wnosi wiele do tej tematyki, ale jest to powieść młodzieżowa, więc można jej to trochę wybaczyć. Target tej książki jest wyraźny - jest ona skierowana do młodych ludzi, może nawet młodych dziewczyn. Wynika to z faktu, że wątek przetrwania w świecie otoczonym przez krwiożerczych zombie jest równie ważny jest wątek miłosny. Carrie Ryan wyłamała się pod tym względem - zamiast tradycyjnego "trójkąta", mamy "czworokąt". Relacje pomiędzy bohaterami są skomplikowane. Wpływ na ich decyzje ma wiele czynników - kierują się nie tylko uczuciem, ale też poczuciem obowiązku wobec wspólnoty. Byłby to może nawet całkiem ciekawy problem, gdyby nie wykonanie. Osobiście wolałabym poczytać więcej o tajemniczym Siostrzeństwie i Strażnikach, obyczajach obowiązujących w wiosce i przyczynach wybuchu epidemii, niż o dylematach miłosnych głównych bohaterów.
Największym moim problemem z tą książką jest to, że nie polubiłam głównej bohaterki. Nie umiałam wczuć się w jej sytuację, miałam wrażenie, że bardziej absorbuje ją nieszczęśliwa miłość, niż fakt, że niedawno straciła matkę. Mojej sympatii nie przysporzyło bohaterce jej dążenie dosłownie po trupach do spełnienia swojego marzenia. Inni bohaterowie wypadają raczej blado i za mało ich jest na "scenie".
Pomimo kilku niedociągnięć to książkę czyta się błyskawicznie. Język jest dość prosty, a rozdziały krótkie. Końcówka zostawia czytelnika w niepewności (choć to takim torem pójdzie fabuła było do przewidzenia) i sprawia, że jednak chce się sięgnąć po kontynuację. Mam nadzieję, że autorka w dalszych tomach zdradza więcej tajemnic.
6.5/10
Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytam fantastykę i Trójka e-pik.
sobota, 5 stycznia 2013
"Osobliwy dom pani Peregrine" Ransom Riggs
Po kilku postach "okołoksiążkowych" przyszedł czas na zaległe recenzje. "Osobliwy dom pani Peregrine" czytałam jeszcze w 2012 roku. Po książkę sięgnęłam pod wpływem pozytywnych recenzji i nie zawiodłam się. Ransom Riggs stworzył bajeczną historię, ilustrowaną niezwykłymi, trochę przerażającymi starymi fotografiami.
Jakob to nieśmiały nastolatek z bogatego domu, który nie ma zbyt wielu przyjaciół. Od najmłodszych lat ogromną rolę w jego życiu odgrywa ukochany dziadek Abraham Porter - Żyd, któremu udało się uciec z Polski przed wybuchem II wojny światowej. W dzieciństwie dziadek opowiadał Jakobowi niezwykłe historie, które wydarzyły się podczas jego pobytu w sierocińcu na walijskiej wyspie - miejscu bezpiecznym i wolnym od grozy wojny, prowadzonym przez panią Peregrine. Porter snuł historie m.in o niewidzialnym chłopcu i niewiarygodnie silnej dziewczynce i obrazował je niezwykłymi fotografiami. Jednak im chłopiec był starszy, tym opowieści wydawały mu się co raz bardziej niewiarygodne, powtarzanie ich w szkole nie przysporzyło chłopcu przyjaciół. Po podejrzanej śmierci Abrahama Jakob, który nie mogąc poradzić sobie z tragicznymi wydarzeniami, wraz z ojcem wyruszya w podróż śladami ukochanego dziadka. Stopniowo zacierają się granice pomiędzy prawdą a fikcją, a Jakob, a wraz z nim czytelnicy nie wiedzą już ile prawdy tkwi w historiach Abrahama Portera.
"Osobliwy dom pani Peregrine" to książka przeznaczona dla trochę starszych dzieci i młodzieży. Jednak jej lektura sprawi przyjemność niejednemu dorosłemu. Jest to ciekawie poprowadzona historia samotnego nastolatka, doprawiona szczyptą fantastyki, której niewątpliwą zaletą są osobliwe zdjęcia. Każda fotografia jest integralną częścią fabuły. Ransom Riggs całkiem zgrabnie połączył elementy powieści przygodowej, fantastycznej i thrillera. Napięcie rośnie wraz z rozwojem akcji, z każdą stroną pogłębia się klimat grozy i tajemniczości.
"Osobliwy dom pani Peregrine" to ciekawy debiut, dobrze napisany i przepięknie wydany. Fabuła wydała mi się momentami trochę wydumana, ale nie wpłynęło to na mój odbiór książki. Autor postarał się o ciekawych bohaterów i nadał każdemu charakterystyczne dla nich cech charakteru. Książka Riggsa jest nie tylko zwykłą książką akcji, ale porusza też tak ważne problemy jak, radzenie sobie ze śmiercią bliskiej osoby czy trudne relacje z rodzicami i rówieśnikami.
Prawa do ekranizacji książki zostały sprzedane, a przeniesieniem jej na srebrny ekran zajmie się najprawdopodobniej Tim Burton. Na swoim blogu autor zapowiedział też, że "Osobliwy dom..." doczeka się kontynuacji.
7.5/10
Jeśli ktoś jest jeszcze nieprzekonany zachęcam do obejrzenia trailera książki:
Jakob to nieśmiały nastolatek z bogatego domu, który nie ma zbyt wielu przyjaciół. Od najmłodszych lat ogromną rolę w jego życiu odgrywa ukochany dziadek Abraham Porter - Żyd, któremu udało się uciec z Polski przed wybuchem II wojny światowej. W dzieciństwie dziadek opowiadał Jakobowi niezwykłe historie, które wydarzyły się podczas jego pobytu w sierocińcu na walijskiej wyspie - miejscu bezpiecznym i wolnym od grozy wojny, prowadzonym przez panią Peregrine. Porter snuł historie m.in o niewidzialnym chłopcu i niewiarygodnie silnej dziewczynce i obrazował je niezwykłymi fotografiami. Jednak im chłopiec był starszy, tym opowieści wydawały mu się co raz bardziej niewiarygodne, powtarzanie ich w szkole nie przysporzyło chłopcu przyjaciół. Po podejrzanej śmierci Abrahama Jakob, który nie mogąc poradzić sobie z tragicznymi wydarzeniami, wraz z ojcem wyruszya w podróż śladami ukochanego dziadka. Stopniowo zacierają się granice pomiędzy prawdą a fikcją, a Jakob, a wraz z nim czytelnicy nie wiedzą już ile prawdy tkwi w historiach Abrahama Portera.
"Osobliwy dom pani Peregrine" to książka przeznaczona dla trochę starszych dzieci i młodzieży. Jednak jej lektura sprawi przyjemność niejednemu dorosłemu. Jest to ciekawie poprowadzona historia samotnego nastolatka, doprawiona szczyptą fantastyki, której niewątpliwą zaletą są osobliwe zdjęcia. Każda fotografia jest integralną częścią fabuły. Ransom Riggs całkiem zgrabnie połączył elementy powieści przygodowej, fantastycznej i thrillera. Napięcie rośnie wraz z rozwojem akcji, z każdą stroną pogłębia się klimat grozy i tajemniczości.
"Osobliwy dom pani Peregrine" to ciekawy debiut, dobrze napisany i przepięknie wydany. Fabuła wydała mi się momentami trochę wydumana, ale nie wpłynęło to na mój odbiór książki. Autor postarał się o ciekawych bohaterów i nadał każdemu charakterystyczne dla nich cech charakteru. Książka Riggsa jest nie tylko zwykłą książką akcji, ale porusza też tak ważne problemy jak, radzenie sobie ze śmiercią bliskiej osoby czy trudne relacje z rodzicami i rówieśnikami.
Prawa do ekranizacji książki zostały sprzedane, a przeniesieniem jej na srebrny ekran zajmie się najprawdopodobniej Tim Burton. Na swoim blogu autor zapowiedział też, że "Osobliwy dom..." doczeka się kontynuacji.
7.5/10
Jeśli ktoś jest jeszcze nieprzekonany zachęcam do obejrzenia trailera książki:
czwartek, 6 grudnia 2012
"Tron Szarych Wilków" Cinda Williams Chima
"Tron Szarych Wilków" to trzeci i przed ostatni tom serii "Siedem Królestw" amerykańskiej pisarki Cindy Williams Chimy. Akcja książek toczy się w Fells jednym z Siedmiu Królestw - niegdyś rządzonym przez królowe z rodu Szarych Wilków. Fabuła toczy się dwutorowo i ma dwoje głównych bohaterów - Hana Alistera, niegdyś zwanego Bransoleciarzem - byłego złodzieja i następczynię tronu królestwa Fells - Raisę anę'Mariannę, których ścieżki oczywiście się krzyżują.
Han Alister był przekonany, że utracił już wszystkich, których kochał. Gdy jednak odnajduje swoją przyjaciółkę Rebekę Morley bliską śmierci w Górach Duchów wie, że zrobi wszystko, by ją uratować. Gotów jest podjąć każde wyzwanie, lecz nic nie jest w stanie przygotować go na to, co wkrótce odkryje: że piękna tajemnicza dziewczyna, którą znał jako Rebekę, to w rzeczywistości Raisa ana' Marianna, następczyni tronu królestwa Fells. Han czuje się zdradzony i zraniony. Obwinia rodzinę królewską o zamordowanie jego siostry i matki. Jeżeli jednak Han ma się wywiązać z dawno zawartej umowy, musi zrobić, co w jego mocy, by Raisa została królową.
Mimo swoich ponad 570 stron w "Tronie Szarych Wilków", w przeciwieństwie do dwóch pierwszych tomów, niewiele się dzieje. Początek książki daje nadzieję na ciekawą akcję - Raisa, próbuje powrócić do domu, w czym pomagają jej gwardziści jej matki, jednak zło (podstępni czarnoksiężnicy Bayarowie) nie śpi i próbuje zabić zbuntowaną księżniczkę. Oprócz kilku zamachów na życie Raisy, nie dzieje się nic istotnego (no dobrze - może koronacja). Spiskowcy spiskują, Han i kapral Byrne chronią księżniczkę, a Raisa przyjmuje hołdy zalotników. Być może nieco spłycam fabułę, ale tyle się właśnie w tym tomie dzieje. Po niezłym początku niestety następuje spadek w dalszej części książki. Nawet złodziejaszek Han straci swój pazur.
Książki Cindy Williams są dobrymi książkami dla młodzieży, ale nie jest to fantasy na wysokim poziomie. Książkę czyta się łatwo i przyjemnie, ale jej treść szybko wyparuje z głowy. Od paru dni nie mam szczęścia do swoich lektur - trzy ostatnie książki czytało się łatwo, ale nie wniosły one niczego ciekawego, a momentami ich fabuła drażniła swoją prostotą. Na szczęście od paru dni czytam "Koronę śniegu i krwi" Elżbiety Cherezińskiej i już teraz mogę polecić - to bardzo dobra książka!
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Z literą w tle.
Han Alister był przekonany, że utracił już wszystkich, których kochał. Gdy jednak odnajduje swoją przyjaciółkę Rebekę Morley bliską śmierci w Górach Duchów wie, że zrobi wszystko, by ją uratować. Gotów jest podjąć każde wyzwanie, lecz nic nie jest w stanie przygotować go na to, co wkrótce odkryje: że piękna tajemnicza dziewczyna, którą znał jako Rebekę, to w rzeczywistości Raisa ana' Marianna, następczyni tronu królestwa Fells. Han czuje się zdradzony i zraniony. Obwinia rodzinę królewską o zamordowanie jego siostry i matki. Jeżeli jednak Han ma się wywiązać z dawno zawartej umowy, musi zrobić, co w jego mocy, by Raisa została królową.
Mimo swoich ponad 570 stron w "Tronie Szarych Wilków", w przeciwieństwie do dwóch pierwszych tomów, niewiele się dzieje. Początek książki daje nadzieję na ciekawą akcję - Raisa, próbuje powrócić do domu, w czym pomagają jej gwardziści jej matki, jednak zło (podstępni czarnoksiężnicy Bayarowie) nie śpi i próbuje zabić zbuntowaną księżniczkę. Oprócz kilku zamachów na życie Raisy, nie dzieje się nic istotnego (no dobrze - może koronacja). Spiskowcy spiskują, Han i kapral Byrne chronią księżniczkę, a Raisa przyjmuje hołdy zalotników. Być może nieco spłycam fabułę, ale tyle się właśnie w tym tomie dzieje. Po niezłym początku niestety następuje spadek w dalszej części książki. Nawet złodziejaszek Han straci swój pazur.
Książki Cindy Williams są dobrymi książkami dla młodzieży, ale nie jest to fantasy na wysokim poziomie. Książkę czyta się łatwo i przyjemnie, ale jej treść szybko wyparuje z głowy. Od paru dni nie mam szczęścia do swoich lektur - trzy ostatnie książki czytało się łatwo, ale nie wniosły one niczego ciekawego, a momentami ich fabuła drażniła swoją prostotą. Na szczęście od paru dni czytam "Koronę śniegu i krwi" Elżbiety Cherezińskiej i już teraz mogę polecić - to bardzo dobra książka!
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Z literą w tle.
niedziela, 21 października 2012
"Wiek cudów" Karen Thompson Walker
Koniec świata jest bliski. Niektórzy wierzą, że nastąpi on 21.12.2012 - w dniu, w którym kończy się kalendarz Majów. Temat Armagedonu jest popularny zarówno w literaturze, jak i filmie. Kto nie oglądał choć jednego filmu, który dotyczy zagłady Ziemi. Karen Thompson Walker, amerykańska pisarka, miała bardzo nowatorski pomysł.
Narratorką powieści jest 11-letnia Julia, mieszkanka przedmieści w amerykańskim stanie Kalifornia. Ta przeciętna nastolatka żyje w niezwykłych czasach. Pewnego sobotniego poranka Julia, jej rodzina i cały świat dowiadują się, że nastąpiła zmiana, zwana spowolnieniem - Ziemia obraca się coraz wolniej, a doba wydłuża się. Ma to wpływ na grawitację, zwierzęta, rośliny i ludzi. Dni i noce są coraz dłuższe, ludzie muszą przyzwyczaić się do nowego rytmu. Władze sugerują pozostanie przy dwudziestoczterogodzinnej dobie, ale niektórzy decydują się poddać nowemu rytmowi życia i kierują się wschodami i zachodami słońca.
"Wiek cudów" nie jest typową powieścią katastroficzną, na Ziemię nie spada ogromny meteoryt, a zmiany przychodzą znacznie wolniej, lecz ich skutki są nie mniej znaczące. Akcja powieści toczy się leniwie, nie mniej ważne są problemy jakie przeżywa nastoletnia bohaterka, takie jak pierwsza miłość czy samotność w tłumie. Tytuł książki Karen Thompson nawiązuje nie tylko do niezwykłych czasów jakich świadkami są bohaterowie, ale również okresu dorastania, gdzie dziecko gwałtownie rośnie i powoli zamienia się w dorosłego.
Nie wiem czy "Wiek cudów" mi się podobał. Z trudem zmęczyłam pół książki, dopóki nie przywykłam do stylu w jakim jest napisana. Akcja toczy się zbyt wolno, a bohaterowie są mało wyraziści i niezbyt sympatyczni. Styl relacji zupełnie nie przypomina pamiętnika 11-latki, dopiero na ostatnich stronach okazuje się, że są to wspomnienia starszej już bohaterki.
"Wiek cudów" pozostawia mnie z mieszanymi uczuciami. Czuje, że rewelacyjny pomysł nie został do końca wykorzystany.
Narratorką powieści jest 11-letnia Julia, mieszkanka przedmieści w amerykańskim stanie Kalifornia. Ta przeciętna nastolatka żyje w niezwykłych czasach. Pewnego sobotniego poranka Julia, jej rodzina i cały świat dowiadują się, że nastąpiła zmiana, zwana spowolnieniem - Ziemia obraca się coraz wolniej, a doba wydłuża się. Ma to wpływ na grawitację, zwierzęta, rośliny i ludzi. Dni i noce są coraz dłuższe, ludzie muszą przyzwyczaić się do nowego rytmu. Władze sugerują pozostanie przy dwudziestoczterogodzinnej dobie, ale niektórzy decydują się poddać nowemu rytmowi życia i kierują się wschodami i zachodami słońca.
"Wiek cudów" nie jest typową powieścią katastroficzną, na Ziemię nie spada ogromny meteoryt, a zmiany przychodzą znacznie wolniej, lecz ich skutki są nie mniej znaczące. Akcja powieści toczy się leniwie, nie mniej ważne są problemy jakie przeżywa nastoletnia bohaterka, takie jak pierwsza miłość czy samotność w tłumie. Tytuł książki Karen Thompson nawiązuje nie tylko do niezwykłych czasów jakich świadkami są bohaterowie, ale również okresu dorastania, gdzie dziecko gwałtownie rośnie i powoli zamienia się w dorosłego.
Nie wiem czy "Wiek cudów" mi się podobał. Z trudem zmęczyłam pół książki, dopóki nie przywykłam do stylu w jakim jest napisana. Akcja toczy się zbyt wolno, a bohaterowie są mało wyraziści i niezbyt sympatyczni. Styl relacji zupełnie nie przypomina pamiętnika 11-latki, dopiero na ostatnich stronach okazuje się, że są to wspomnienia starszej już bohaterki.
"Wiek cudów" pozostawia mnie z mieszanymi uczuciami. Czuje, że rewelacyjny pomysł nie został do końca wykorzystany.
czwartek, 18 października 2012
"W sieci" Gemma Malley
"W sieci" Gemmy Malley to kontynuacja powieści dla młodzieży pt. "Deklaracja". Obie książki to modne ostatnio dystopie - historie przedstawiające czarną wizję przyszłości. Książki Gemmy Malley przenoszą czytelników do roku 2140. Dzięki lekowi, zwanemu Długowiecznością ludzie stają się praktycznie nieśmiertelni - przestają się starzeć i nie umierają. Sprawia to jednak pewne problemy, wciąż rodzą się dzieci, ale nikt nie umiera - Ziemia staje się "zatłoczona", a jej zasoby powoli się kończą. Rządy na całym świecie wprowadzają ograniczenia, nowonarodzone dzieci stają się Nadmiarami i trafiają do specjalnych zakładów, gdzie muszą udowodnić, że są użyteczni dla społeczeństwa.
Tak w skrócie wygląda świat wykreowany przez Gemmę Malley. Bohaterami jej powieści są Nadmiar Anna i Nadmiar Peter (jeśli ktoś nie ma za sobą "Deklaracji" lepiej niech nie czyta dalej). Po ucieczce z Grange Hall bohaterowie stają się Legalni. Peter podejmuje pracę w Pincet Pharma. Nadal jest przeciwny Długowieczności, ale chce pomóc Podziemiu w walce "od środka". Anna tymczasem wychowuje malutkiego braciszka Bena. "W sieci" pojawia się też nowy bohater - narrator - Jude. Tak w skrócie wygląda fabuła "W sieci". Przez znaczną część książki nic się nie dzieje: Peter poznaje kulisy powstawania Długowieczności i snuje rozważania nad jej zaletami i wadami, Anna pakuje się w tarapaty, a Richard Pincet, dziadek Petera snuje misterną sieć intryg.
Trzeba przyznać, że autorka "W sieci" wpadła na całkiem niezły pomysł i porusza pewne istotne problemy. Góruje tu oczywiście odwieczny konflikt: Młodzi vs. Starsi i dążenie człowieka do nieśmiertelności, a to wszystko podlane jest odrobiną rozważań ekologicznych. Powieść ta napisana jest w sposób lekki i łatwo przyswajalny.
"W sieci" pozostawiło we mnie pewien niedosyt. Bohaterowie są młodzi i naiwni, ale doświadczony czytelnik łatwo rozszyfruje wszystkie zagadki i podstępy na jakie narażeni są Anna i Peter, więc wszystkie "niespodzianki" są niestety łatwe do przewidzenia. Nie jest to zła książka, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym wśród podobnych pozycji, a akcja toczy się zbyt wolno. Jest to pozycja dla fanów dystopii i tych, którzy mają dużo wolnego czasu.
Książka przeczytana w ramach wyzwania "Z literą w tle"
Tak w skrócie wygląda świat wykreowany przez Gemmę Malley. Bohaterami jej powieści są Nadmiar Anna i Nadmiar Peter (jeśli ktoś nie ma za sobą "Deklaracji" lepiej niech nie czyta dalej). Po ucieczce z Grange Hall bohaterowie stają się Legalni. Peter podejmuje pracę w Pincet Pharma. Nadal jest przeciwny Długowieczności, ale chce pomóc Podziemiu w walce "od środka". Anna tymczasem wychowuje malutkiego braciszka Bena. "W sieci" pojawia się też nowy bohater - narrator - Jude. Tak w skrócie wygląda fabuła "W sieci". Przez znaczną część książki nic się nie dzieje: Peter poznaje kulisy powstawania Długowieczności i snuje rozważania nad jej zaletami i wadami, Anna pakuje się w tarapaty, a Richard Pincet, dziadek Petera snuje misterną sieć intryg.
Trzeba przyznać, że autorka "W sieci" wpadła na całkiem niezły pomysł i porusza pewne istotne problemy. Góruje tu oczywiście odwieczny konflikt: Młodzi vs. Starsi i dążenie człowieka do nieśmiertelności, a to wszystko podlane jest odrobiną rozważań ekologicznych. Powieść ta napisana jest w sposób lekki i łatwo przyswajalny.
"W sieci" pozostawiło we mnie pewien niedosyt. Bohaterowie są młodzi i naiwni, ale doświadczony czytelnik łatwo rozszyfruje wszystkie zagadki i podstępy na jakie narażeni są Anna i Peter, więc wszystkie "niespodzianki" są niestety łatwe do przewidzenia. Nie jest to zła książka, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym wśród podobnych pozycji, a akcja toczy się zbyt wolno. Jest to pozycja dla fanów dystopii i tych, którzy mają dużo wolnego czasu.
Książka przeczytana w ramach wyzwania "Z literą w tle"
niedziela, 7 października 2012
"Nowa ziemia" Julianna Baggot
Po wampirycznej manii, świat powieści dla młodzieży opanowały różnego rodzaju dystopie i antyutopie. Przyczynił się do tego na pewno spektakularny sukces "Igrzysk śmierci" Suzanne Collins. Nasz rynek wydawniczy opanowały takie powieści jak: "Deklaracja" Gemmy Malley, "Ocaleni. Życie, które znaliśmy" Susan Beth Pferr, "Więzień Labiryntu" Jamesa Dashnera i wiele innych. Wkrótce ukażą się też "Podzieleni" Neala Shustermana i "Legenda. Rebeliant" Lu Marie.
"Nowa Ziemia. Świat po wybuchu" świetnie wpisuje się w ten nurt.
Świat po wielkich eksplozjach.
Szesnastoletnia Pressia mieszka w gruzach z innymi zmutowanymi, którzy ocaleli po Wybuchu. Partridge wychował się w sterylnej Kopule pośród nielicznych Czystych.
Oboje uciekają.
Pressia – przed poborem do militarnej organizacji, Partridge – przed ojcem tyranem.
Ich spotkanie zmieni bieg historii Nowej Ziemi...
Pressia, sierota mieszkająca z dziadkiem, żyje w nietypowych czasach. Jako jedna z nielicznych przeżyła Wybuch, który prawie całkowicie zniszczył Ziemię. Ten nowy świat jest okrutny i bezwzględny. Ludzie zostali zespoleni - ze sobą, przedmiotami, ziemią lub zwierzętami. Pressia ma głowę lalki zamiast dłoni. Gdy zbliżają się jej 16 urodziny dziewczyna jest zmuszona uciekać przed OPR, organizacją, która "rekrutuje" młodych żołnierzy.
Partridge jest mieszkańcem Kopuły - Czystym - jednym ze szczęśliwców, którym udało się z Wybuchu wyjść bez szwanku. Mieszka w sterylnym, zamkniętym świecie Kopuły. Podejrzewa, że jego matka może żyć na zewnątrz i postanawia wydostać się z zamknięcia i odnaleźć ją. Nie zdaje sobie sprawy jakie konsekwencje będzie miało jego postępowanie.
Historię poznajemy początkowo z dwóch perspektyw - Pressi i Partridga. Dzięki temu możemy zobaczyć dwa różne światy - zniszczoną Ziemię, gdzie każdy dzień to walka o przetrwanie i świat Kopuły - sterylny, ze starannie zaplanowanym i kontrolowanym życiem. Poprzez ten zabieg szybciej i lepiej możemy poznać nową rzeczywistość.
Baggot zastosowała ciekawy zabieg - przedstawiła świat po wybuchu atomowym ze wszystkimi jego konsekwencjami. Nie przekonały mnie do końca wyjaśnienia dotyczące przyczyn Wybuchu i wydarzeń go poprzedzających. Mam nadzieję, że autorka poświęci temu więcej miejsca w kolejnym tomie. Za minus mogę też uznać pewną nieprawdopodobność pewnych zdarzeń (nie mam tu na myśli samej koncepcji) i łatwość akceptacji niektórych rzeczy przez bohaterów.
Na plus oceniam postaci drugoplanowe, które szczególnie przypadły mi do gustu - Bradwella i El Capitana.
Julianie Baggot daję kredyt zaufania. "Nową Ziemię" czytało mi się świetnie, trudno było się od niej oderwać. Pomimo jej drobnych wad jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Wśród natłoku różnych dystopii "Nowa Ziemia" jest interesującą pozycją dla młodzieży i nie tylko, choć oczywiście nie może się równać z takimi klasykami jak "1984" Orwella czy "Opowieścią podręcznej" Atwood.
"Nowa Ziemia. Świat po wybuchu" świetnie wpisuje się w ten nurt.
Świat po wielkich eksplozjach.
Szesnastoletnia Pressia mieszka w gruzach z innymi zmutowanymi, którzy ocaleli po Wybuchu. Partridge wychował się w sterylnej Kopule pośród nielicznych Czystych.
Oboje uciekają.
Pressia – przed poborem do militarnej organizacji, Partridge – przed ojcem tyranem.
Ich spotkanie zmieni bieg historii Nowej Ziemi...
Pressia, sierota mieszkająca z dziadkiem, żyje w nietypowych czasach. Jako jedna z nielicznych przeżyła Wybuch, który prawie całkowicie zniszczył Ziemię. Ten nowy świat jest okrutny i bezwzględny. Ludzie zostali zespoleni - ze sobą, przedmiotami, ziemią lub zwierzętami. Pressia ma głowę lalki zamiast dłoni. Gdy zbliżają się jej 16 urodziny dziewczyna jest zmuszona uciekać przed OPR, organizacją, która "rekrutuje" młodych żołnierzy.
Partridge jest mieszkańcem Kopuły - Czystym - jednym ze szczęśliwców, którym udało się z Wybuchu wyjść bez szwanku. Mieszka w sterylnym, zamkniętym świecie Kopuły. Podejrzewa, że jego matka może żyć na zewnątrz i postanawia wydostać się z zamknięcia i odnaleźć ją. Nie zdaje sobie sprawy jakie konsekwencje będzie miało jego postępowanie.
Historię poznajemy początkowo z dwóch perspektyw - Pressi i Partridga. Dzięki temu możemy zobaczyć dwa różne światy - zniszczoną Ziemię, gdzie każdy dzień to walka o przetrwanie i świat Kopuły - sterylny, ze starannie zaplanowanym i kontrolowanym życiem. Poprzez ten zabieg szybciej i lepiej możemy poznać nową rzeczywistość.
Baggot zastosowała ciekawy zabieg - przedstawiła świat po wybuchu atomowym ze wszystkimi jego konsekwencjami. Nie przekonały mnie do końca wyjaśnienia dotyczące przyczyn Wybuchu i wydarzeń go poprzedzających. Mam nadzieję, że autorka poświęci temu więcej miejsca w kolejnym tomie. Za minus mogę też uznać pewną nieprawdopodobność pewnych zdarzeń (nie mam tu na myśli samej koncepcji) i łatwość akceptacji niektórych rzeczy przez bohaterów.
Na plus oceniam postaci drugoplanowe, które szczególnie przypadły mi do gustu - Bradwella i El Capitana.
Julianie Baggot daję kredyt zaufania. "Nową Ziemię" czytało mi się świetnie, trudno było się od niej oderwać. Pomimo jej drobnych wad jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Wśród natłoku różnych dystopii "Nowa Ziemia" jest interesującą pozycją dla młodzieży i nie tylko, choć oczywiście nie może się równać z takimi klasykami jak "1984" Orwella czy "Opowieścią podręcznej" Atwood.
środa, 29 sierpnia 2012
Recenzje 2 w 1
Przyznaję, że czytanie idzie mi ostatnio zdecydowanie szybciej niż pisanie recenzji. Dziś postanowiłam nadrobić troszkę i opublikować w jednej notce recenzję dwóch książek. Pierwszą będzie "Księżniczka Burundi" Kjella Eriksona, kryminał skandynawski, drugą "Wejście w zbrodnię" Jilll Hathaway.
Chyba zaczynam odczuwać lekki przesyt "skandynawów". W tym miesiącu przeczytałam aż cztery pozycje, a dwie kolejne (w tym upragnione "Upiory" Nesbo) czekają na półce. "Księżniczka Burundi" to czwarta kryminalna powieść Eriksona. Okładka głosi, że to "Najlepsza powieść kryminalna 2002 według Szwedzkiej Akademii Literatury Kryminalnej". Szczerze? Nie mam pojęcia czemu.
Powieść otwiera zabójstwo Johna Jonssona, zwanego "Małym Johnem". Jego ciało, brutalnie okaleczone znajduje przypadkowy biegacz. Zamordowany mężczyzna, przed laty na bakier z prawem, od lat był przykładnym obywatelem. Ustatkowanie zawdzięczał głównie żonie Berit i synowi Justusowi. Ważną postacią w jego życiu był starszy brat Lennart, świetnie znany policji. Śledztwo prowadzi inspektor Haver i jego koledzy, później samowolnie dołącza do nich komisarz Ann Lindell, świeżo upieczona matka. Tropy śledztwa prowadzą do warsztatu w którym kiedyś pracował Mały John, ale w powieści pojawia się równiez tajemniczy, niezrównoważony mężczyzna, który znał ofiarę.
Historię poznajemy z perspektywy wielu postaci: głównie Berit, Lennarta, Havera i Ann Lindell. Dla zagadki "Księżniczki Burundi" nie ma wielkiego znaczenia to, że jest to czwarta powieść z kolei, ale ja osobiście nie lubię pomijania przez wydawnictwa początkowych tomów serii. Eriksson dość długo rozwodzi się nad życiem prywatnym swoich bohaterów, a czytelnik może się poczuć w tym dość zagubiony. Akcja toczy się powoli, nie ma tam pościgów, ani strzelanin (no może jedna), dostajemy typową skandynawską pogodę i dość schematycznych bohaterów.
Podobają mi się nowe okładki jakie swoim kryminałom serwuje Amber. Książki są przyzwoicie wydane, okładki też ciekawe, ale redektorzy nie ustrzegli się kilku błędów. Niestety "Księżniczka Burundi" ani mnie grzeje, ani ziębi. Nie wiem czy to przesyt, czy ksiązka po prostu nie trafiła w mój gust.
Drugą książką, którą niedawno przeczytałam jest "Wejście w zbrodnię" kryminał dla młodziezy i nie tylko. Główną bohaterką powieści jest Sylvia Bell, zwana przez przyjaciół Vee. Nastolatka, mieszka z ojcem i młodszą siostrą w Iowa City. Wszyscy myślą, że choruje na narkolepsję, jednak w czasie gdy traci przytomność wnika w świadomość innych ludzi. Podczas jednego z tych epizodów jest światkiem morderstwa.
Sylvia, oprócz "nietypowych" problemów boryka się też z całkiem zwyczajnymi. Nie może pogodzić się ze śmiercią matki i ciągłą nieobecnością ojca. Do tego dochodzą problemy w szkole, przyjacielskie kłótnie i pierwsza miłość.
Jill Hathaway miała całkiem oryginalny pomysł na fabułę. Rozwiązaniu zagadki brakuje może nieco finezji, a postać mordercy została ukazana dość powierzchownie, jednak książkę czyta się sprawnie, jest to pozycja w sam raz na jeden wieczór.
Chyba zaczynam odczuwać lekki przesyt "skandynawów". W tym miesiącu przeczytałam aż cztery pozycje, a dwie kolejne (w tym upragnione "Upiory" Nesbo) czekają na półce. "Księżniczka Burundi" to czwarta kryminalna powieść Eriksona. Okładka głosi, że to "Najlepsza powieść kryminalna 2002 według Szwedzkiej Akademii Literatury Kryminalnej". Szczerze? Nie mam pojęcia czemu.
Powieść otwiera zabójstwo Johna Jonssona, zwanego "Małym Johnem". Jego ciało, brutalnie okaleczone znajduje przypadkowy biegacz. Zamordowany mężczyzna, przed laty na bakier z prawem, od lat był przykładnym obywatelem. Ustatkowanie zawdzięczał głównie żonie Berit i synowi Justusowi. Ważną postacią w jego życiu był starszy brat Lennart, świetnie znany policji. Śledztwo prowadzi inspektor Haver i jego koledzy, później samowolnie dołącza do nich komisarz Ann Lindell, świeżo upieczona matka. Tropy śledztwa prowadzą do warsztatu w którym kiedyś pracował Mały John, ale w powieści pojawia się równiez tajemniczy, niezrównoważony mężczyzna, który znał ofiarę.
Historię poznajemy z perspektywy wielu postaci: głównie Berit, Lennarta, Havera i Ann Lindell. Dla zagadki "Księżniczki Burundi" nie ma wielkiego znaczenia to, że jest to czwarta powieść z kolei, ale ja osobiście nie lubię pomijania przez wydawnictwa początkowych tomów serii. Eriksson dość długo rozwodzi się nad życiem prywatnym swoich bohaterów, a czytelnik może się poczuć w tym dość zagubiony. Akcja toczy się powoli, nie ma tam pościgów, ani strzelanin (no może jedna), dostajemy typową skandynawską pogodę i dość schematycznych bohaterów.
Podobają mi się nowe okładki jakie swoim kryminałom serwuje Amber. Książki są przyzwoicie wydane, okładki też ciekawe, ale redektorzy nie ustrzegli się kilku błędów. Niestety "Księżniczka Burundi" ani mnie grzeje, ani ziębi. Nie wiem czy to przesyt, czy ksiązka po prostu nie trafiła w mój gust.
Drugą książką, którą niedawno przeczytałam jest "Wejście w zbrodnię" kryminał dla młodziezy i nie tylko. Główną bohaterką powieści jest Sylvia Bell, zwana przez przyjaciół Vee. Nastolatka, mieszka z ojcem i młodszą siostrą w Iowa City. Wszyscy myślą, że choruje na narkolepsję, jednak w czasie gdy traci przytomność wnika w świadomość innych ludzi. Podczas jednego z tych epizodów jest światkiem morderstwa.
Sylvia, oprócz "nietypowych" problemów boryka się też z całkiem zwyczajnymi. Nie może pogodzić się ze śmiercią matki i ciągłą nieobecnością ojca. Do tego dochodzą problemy w szkole, przyjacielskie kłótnie i pierwsza miłość.
Jill Hathaway miała całkiem oryginalny pomysł na fabułę. Rozwiązaniu zagadki brakuje może nieco finezji, a postać mordercy została ukazana dość powierzchownie, jednak książkę czyta się sprawnie, jest to pozycja w sam raz na jeden wieczór.
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Ocaleni. Życie, które znaliśmy Susan Beth Pfeffer
"Życie, które znaliśmy" to pierwszy tom serii Ocaleni. Główną bohaterką jest Miranda, zwykła szesnastolatka mieszkająca w sennym miasteczku w Pennsylvanii. Bohaterkę poznajemy przed uderzeniem meteorytu w powierzchnię Księżyca. Jej życie radykalnie zmienia się, gdy "kontrolowane" zderzenie zmienia sytuację na Ziemi. Świat nawiedzają tsunami i trzęsienia ziemi, tysiące mist jest całkowicie zalanych, a to jest dopiero początek tragedii...
Miranda i jej rodzina: mama, młodszy brat Jonny i starszy Matt oraz przyjaciółka rodziny pani Nesbit niespodziewanie muszą zmierzyć się z sytuacjami, do których przęcietni ludzie nie są przyzwyczajeni. Wkrótce zaczyna się panika, ludzie wykupują w sklepach wszystko co się da. Jedynie dzięki zaradności mamy rodzina posiada niezbędne do życia produkty. Już wkrótce drożeje paliwo, przerywane są dostawy prądu, nie działaja telefony i internet, a do pustych sklepów nie docierają nowe dostawy. Dla Mirandy i wielu jej rówieśników jest to szok, o czym mogą świadczyć na przykład te słowa: "Chyba od zawsze mi się wydawało, że nawet po końcu świata Macdonald będzie otwarty."*
Miranda dzień po dniu opisuje jak zmienia się jej życie i świat, który znała. Początkowe przerwy w dostawach prądu stają się codziennością, nie działa telewizja i internet, a jedzenie trzeba oszczędzać. Zatęsknić można nawet za tak znienawidzonym przez nastolatków miejscem jak szkoła. Życie, które znaliśmy szybko się zmienia, a w nowym świecie obowiązują nowe zasady - jeśli chcesz przeżyć nie możesz mieć sentymentów, liczy się tylko rodzina i jej przetrwanie.
Książka Pfeffer nie jest typową dystopią lub ksiażką katastroficzną, autorka nie skupia się zbytnio na samym katakliźmie, ale raczej na grupce ludzi i jej uczuciach, którzy w tym innym świecie usiłują przeżyć i zachować człowieczeństwo. Uderzyły mnie tu dwie sceny i zmiany podejścia matki Mirandy. Na początku kobieta pomaga w supermarkecie bezradnemu mężczyźnie, którego żona jest w siódmym miesiącu ciąży, później po kilku tygodniach, może miesiącach, gdy Miranda stojąc w kolejce po rozdawane przez wojsko jedzenie zostawia ją i biegnie zawiadomić przyjaciela. Matka, do tej pory skłonna do pomocy, krytykuje córkę za lekkomyślność.
Ocaleni dali mi wiele do myślenia. Nie jest to zwykła książka dla młodzieży chociaż myślę, że może wiele nastolatków i nie tylko skłonić do refleksji. Czekam na kolejny tom, mam nadzieję, że Wydawnictwo Jaguar zdecyduje się wydać zarówno drugi The Dead and the Gone i trzeci This World we Live in.
A na koniec pytanie do osób, które czytały: Czy nie zastanawialiście się dlaczego pod koniec książki, kiedy bohaterowie mieli mało jedzenia, nie wcinali kociego jedzenia? :)
* Susan Beth Pfeffer "Ocaleni. Życie, które znaliśmy" str. 53
Miranda i jej rodzina: mama, młodszy brat Jonny i starszy Matt oraz przyjaciółka rodziny pani Nesbit niespodziewanie muszą zmierzyć się z sytuacjami, do których przęcietni ludzie nie są przyzwyczajeni. Wkrótce zaczyna się panika, ludzie wykupują w sklepach wszystko co się da. Jedynie dzięki zaradności mamy rodzina posiada niezbędne do życia produkty. Już wkrótce drożeje paliwo, przerywane są dostawy prądu, nie działaja telefony i internet, a do pustych sklepów nie docierają nowe dostawy. Dla Mirandy i wielu jej rówieśników jest to szok, o czym mogą świadczyć na przykład te słowa: "Chyba od zawsze mi się wydawało, że nawet po końcu świata Macdonald będzie otwarty."*
Miranda dzień po dniu opisuje jak zmienia się jej życie i świat, który znała. Początkowe przerwy w dostawach prądu stają się codziennością, nie działa telewizja i internet, a jedzenie trzeba oszczędzać. Zatęsknić można nawet za tak znienawidzonym przez nastolatków miejscem jak szkoła. Życie, które znaliśmy szybko się zmienia, a w nowym świecie obowiązują nowe zasady - jeśli chcesz przeżyć nie możesz mieć sentymentów, liczy się tylko rodzina i jej przetrwanie.
Książka Pfeffer nie jest typową dystopią lub ksiażką katastroficzną, autorka nie skupia się zbytnio na samym katakliźmie, ale raczej na grupce ludzi i jej uczuciach, którzy w tym innym świecie usiłują przeżyć i zachować człowieczeństwo. Uderzyły mnie tu dwie sceny i zmiany podejścia matki Mirandy. Na początku kobieta pomaga w supermarkecie bezradnemu mężczyźnie, którego żona jest w siódmym miesiącu ciąży, później po kilku tygodniach, może miesiącach, gdy Miranda stojąc w kolejce po rozdawane przez wojsko jedzenie zostawia ją i biegnie zawiadomić przyjaciela. Matka, do tej pory skłonna do pomocy, krytykuje córkę za lekkomyślność.
Ocaleni dali mi wiele do myślenia. Nie jest to zwykła książka dla młodzieży chociaż myślę, że może wiele nastolatków i nie tylko skłonić do refleksji. Czekam na kolejny tom, mam nadzieję, że Wydawnictwo Jaguar zdecyduje się wydać zarówno drugi The Dead and the Gone i trzeci This World we Live in.
A na koniec pytanie do osób, które czytały: Czy nie zastanawialiście się dlaczego pod koniec książki, kiedy bohaterowie mieli mało jedzenia, nie wcinali kociego jedzenia? :)
* Susan Beth Pfeffer "Ocaleni. Życie, które znaliśmy" str. 53
Subskrybuj:
Posty (Atom)