Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura angielska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura angielska. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 lipca 2016

"Miejsce na ziemi" Umi Sinha



Rok 1907, Indie. W domu dwunastoletniej Lili Langdon toczy się wystawne przyjęcie z okazji urodzin pana domu, Henry'ego Langdona. Niestety wieczór kończy się tragedią, której naocznym świadkiem jest dziewczynka. Matka, z okrutnym uśmiechem na ustach, wręcza ojcu prezent - misternie wykonany przez siebie obrus, który budzi poruszenie wśród zgromadzonych gości. Ojciec dziewczyny zamyka się w swoim gabinecie i popełnia samobójstwo. Po jego śmierci Lila zostaje wysłana do Anglii, do surowej ciotecznej babki Wilhelminy. Gdy dziewczyna dorasta postanawia odkryć tajemnicę śmierci ojca. Dzięki dziennikom Henry'ego i listom babki Cecily Lila stopniowo poznaje tragiczną historię swojej rodziny - tajemnicę narodzin mężczyzny i jego skomplikowanego małżeństwo z Rebeką.


Historię rodzinny Langdonów poznajemy dzięki trzem narratorom: Lili, Henry'emu i Cecily. Historia zaczyna się na początku XX wieku od tragicznego obiadu, by później wielokrotnie cofać się m.in do roku 1855 i 1880, a kończy się po I wojnie światowej, w 1919 roku.  Rozdziały przeplatają się tworząc zgrabną i ciekawą sagę rodzinną. Autorka swoją książkę zaopatrzyła w drzewo genealogiczne, które ułatwia połapanie się w relacjach rodzinnych pomiędzy bohaterami i pomaga rozwiać początkowe zagubienie czytelnika.

"Miejsce na ziemi" to historia opowiadająca dzieje trzech pokoleń angielskiej rodziny, której znaczna część ma miejsce w "klejnocie korony brytyjskiej" - Indiach. Akcja książki toczy się m.in. w czasach powstania Sipajów i w czasie I wojny światowej. Autorka opisuje skomplikowane relacje między Anglikami i Hindusami, początki ruchu sufrażystek, zakazaną miłość i problemy hinduskich żołnierzy w czasie I wojny światowej. Książka Umi Sinhy to książka o miłości, wielkich namiętnościach, stosunkach brytyjsko-hinduskich i poszukiwaniach własnego miejsca na ziemi. Z pewnością spodoba się niejednej czytelniczce szukającej poruszającej lektury.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Marginesy.




piątek, 8 kwietnia 2016

"Bramy Rutherford Park" Elizabeth Cooke

Rok 1917. W Europie wciąż toczy się wojna. Charlotte wychodzi za mąż za Michaela, niewidomego weterana wojennego, ale w duchu desperacko pragnie, by ktoś ją przed tym powstrzymał. Jednak nie zrobi tego jej matka, upojona szczęściem u boku Amerykanina Johna Goulda, szczęśliwie ocalałego z Lusitanii, ani też, osłabiony po chorobie i odejściu żony ojciec, lord Cavendish. W pobliżu Rutherford powstaje obóz dla jeńców wojennych, w którym przebywa Frederic Reinhard, który pomaga w opuszczonej przez mężczyzn rezydencji. Harry Cavendish, niepokorny syn Williama i Octavii wciąż przebywa we Francji, gdzie szkoli pilotów, a Jack Armitage robi to, co umie najlepiej - opiekuje się końmi, ale tym razem robi to na froncie.

 
Na stronie wydawcy znalazłam informację, że "Bramy Rutherford Park" to ostatni tom trylogii. Jeśli to prawda to jestem niepocieszona. Książki Elizabeth Cooke to nie jest literatura wybitna, ale mają w sobie coś takiego, że przyciągają uwagę czytelników. Może to tęsknota za dawnymi czasami, a może coś innego? Po lekturze tego tomu czuję niedosyt, mam wrażenie, że historia jest niedokończona, a niektórym wątkom przydałoby się jakieś zamknięcie np. wątek Charlotte, który w drugiej części książki został, moim zdaniem, przez autorkę potraktowany po macoszemu. Podobnie jest z wątkiem niemieckiego jeńca. Cooke tym razem rozmieniła się na drobne, chwyciła zbyt wiele srok za ogon, po prostu pootwierała zbyt wiele wątków na raz. Szczególnie zabrakło mi w tym tomie rozdziałów z perspektywy Williama i Louisy.

Niewątpliwą zaletą tej serii jest wierne przedstawienie epoki historycznej. Cooke pokazała koniec pewnej ery i początek zupełnie nowej. Mnie chyba najbardziej ujął wątek Jacka Armitage i koni, które nieświadome, wraz z człowiekiem stanęły do okrutnej walki.

"Bramy Rutherford Park" nie satysfakcjonują mnie jako ostatni tom serii, dlatego czekam na więcej.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Marginesy.



czwartek, 8 października 2015

"Bliźnięta z lodu" S.K Tremayne

Lydia i Kirstie Moorcroft - bliźniaczki, ukochane córeczki Sary i Angusa, dziewczynki o lodowato błękitnych oczach. W wyniku nieszczęśliwego wypadku Lydia spada z balkonu, w domu rodziców Sary. Całe życie tej typowej, angielskiej rodziny rozpada się na drobne kawałki. Czternaście miesięcy po tragicznych wydarzeniach pojawia się promyk słońca. Angus, po zmarłej babci, dziedziczy maleńką wyspę Eilean Torran. Moorcroftowie wyprowadzają się z eleganckiego, ale zadłużonego domu w Londynie, do małej zrujnowanej chatki u wybrzeża Szkocji. Każde, na swój sposób, próbuje poradzić sobie ze stratą. Odosobnienie i nowa okolica zamiast sprzyjać, pogłębia smutek i dezorientację Kirstie, a także nasilają animozje pomiędzy Sarą a Angusem.



"Bliźnięta z lodu" łączą w sobie elementy powieści psychologicznej, thrillera, a czasami nawet horroru, ale przede wszystkim jest to powieść o rodzinie, która cierpi po stracie bliskiej osoby. Nie ma nic gorszego dla rodziców niż strata dziecka, a dla bliźniaka strata swojego drugiego ja. Sarah, lekko zagubiona, cieszy się z przeprowadzki do nowego miejsca. Dla ich trzyosobowej rodziny może być to nowy początek. Ale im dalej w las tym gorzej. Kirstie w nowym miejscu czuje się coraz gorzej, na domiar złego ma problemy z tożsamością. Sarah próbuje dowiedzieć się, co stało się tragicznego wieczoru, gdy zginęła jej córeczka, a Angus wyraźnie ukrywa jakąś tajemnicę. Kłamstwa i sekrety powoli niszczą rodzinę Moorcroftów, a kulminacja ich problemów ma miejsce podczas potężnego sztormu, który nawiedza wybrzeże.

Duszna i mroczna atmosfera odludnej Eilan Torran, którą stworzył Tremayne, nasiliła uczucie niepokoju i napięcia, które towarzyszyło mi od początku do samego końca książki. Nieraz podczas lektury nerwowo obgryzałam paznokcie i jak najszybciej chciałam dowiedzieć się, co naprawdę stało się z Lydią. "Bliźnięta z lodu" była smutną i przejmującą, ale zdecydowanie satysfakcjonującą lekturą. Autor umiejętnie budował napięcie, stworzył wiarygodną i ciekawą intrygę. Jego lekki styl pozwolił bardzo szybko zapoznać się z lekturą. Ten kto szuka dobrego thrillera psychologicznego lekturą S.K Tremayne się nie zawiedzie.

czwartek, 13 sierpnia 2015

"Buźka" Sophie Hannah

Nie wiem jak Wy walczycie z upałami, ale ja już nie wiem, gdzie mam się schować. W domu równie gorąco, co na zewnątrz, a to nie sprzyja czytaniu. Udało mi się jednak przeczytać "Buźkę" (czy też w innym wydaniu "Twarzyczkę"), moją pierwszą książkę popularnej brytyjskiej autorki kryminałów Sophie Hannah.


Alice właśnie urodziła swoje pierwsze dziecko - córeczkę Florence. Po dwóch tygodniach od porodu teściowa i mąż David namawiają ją na wyjście z domu. Malutka dziewczynka zostaje w domu pod opieką troskliwego ojca. Gdy kobieta wraca zastaje męża śpiącego, a w dziecinnym łóżeczku zupełnie inne dziecko. Wybudzony z drzemki David nie dowierza Alice, a jej zachowanie tłumaczy depresją poporodową. Przekonana o swojej racji kobieta wzywa policję, ale funkcjonariusze również podejrzewają Alice o utratę zmysłów. Jedyną nadzieją kobiety zostaje młody policjant Simon Waterhouse, który przejawia dziwne zainteresowanie Alice i jej teściowa bogata i dystyngowana Vivienne.

Sophie Hannah stworzyła ciekawy i wciągający thriller, a zagadka kryminalna była na tyle intrygująca, że musiałam podglądać końcówkę (shame on me!). Brytyjska autorka tak manipuluje czytelnikiem, że sam nie wie komu wierzyć - zrozpaczonej matce, desperacko pragnącej odzyskać swoje dziecko, czy ojcu, który co prawda zachowuje się dość podejrzanie, ale też ma sporo racji. No i jest jeszcze teściowa Alice, która z rezerwą odnosi się do obojga małżonków.

Choć brytyjska autorka stworzyła wciągający kryminał psychologiczny to postacie przez nią stworzone nie wzbudziły mojej sympatii. Na moją ocenę Alice ma na pewno wpływ zakończenie, z kolei Simon i jego koleżanka Charlie Zailer są zaślepieni własnymi uczuciami i momentami zachowują się jak nastolatki, a nie jak policjanci. Nie będzie to pewnie moje ostatnie spotkanie z książkami Sophie Hannah, ale zakochana też nie jestem. To po prostu kawałek niezłej roboty.

czwartek, 16 kwietnia 2015

"Zawołajcie położną" Jennifer Worth

"Zawołajcie położną" to pierwsza z cyklu biograficznych powieści angielskiej pisarki Jennifer Worth, która przez dwadzieścia lat praktykowała jako położna. W 2012 roku, na podstawie jej książek stacja BBC nakręciła serial "Call the Midwife", który szybko zyskał wiernych fanów.



Późne lata 50, East End, biedna portowa część Londynu. Do Domu Nonnata, ośrodka sióstr anglikańskich trafia młoda położna Jenny Lee. Śnieg, deszcz, czy nawet bezlitosny londyński smog, bez względu na porę, młode położne, w swych charakterystycznych strojach, wsiadały na rower i co sił w nogach, pędziły do rodzącej pacjentki. A w czasach przed pigułką antykoncepcyjną dźwięk dzwonka w Domu Nonnata rozbrzmiewał często.

Wspomnienia Jennefer Worth to ciepła opowieść, nie tylko o życiu młodej położnej, ale też historia londyńskiego East Endu ze wszystkimi jego stronami - jasnymi i ciemnymi. Jest to też opowieść o sceptycznej wobec religii młodej kobiecie, która powoli przekonuje się i zaczyna szanować siostry, z którymi pracuje. Młoda Jenny, dziewczyna z klasy średniej, trafia do portowej dzielnicy miasta, biednej, ale dumnej. Worth nie żałuje czytelnikom szczegółów z życia swoich pacjentek i ich rodzin, ale robi to z klasą. Ton jej wypowiedzi jest wyważony, ale nie pozbawiony emocji. Worth pisze z humorem, czasami opowie jakąś anegdotę. Trafnie odmalowuje portrety swoich koleżanek - położnych (szczególnie Chummy!), sióstr zakonnych i mieszkańców East Endu. Potrafi rozbawić i zasmucić czytelnika. 

W trakcie lektury cały czas przed oczami miałam bohaterki serialu "Call the Midwife", niektóre historie znałam już z tej produkcji, ale nie umniejszyło to przyjemności z czytania książki. Wspaniale było się przenieść do East Endu lat pięćdziesiątych, do świata, który już nie istnieje. Polecam!

Mam nadzieję, że wydawnictwo Literackie opublikuje też kolejne części. Na razie nadrabiam serial.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania 12 książek na 2015 rok.

piątek, 29 sierpnia 2014

"Bez ostrzeżenia" Tim Weaver

"Bez ostrzeżenia" to trzecia książka brytyjskiego autora Tima Weavera, której bohaterem jest były dziennikarz, a obecnie detektyw - specjalista od odnajdywania zaginionych osób, David Raker. Weaver wyspecjalizował się w powieściach o tajemniczych i niezwykłych zniknięciach.


 
David Raker, niegdyś dobry dziennikarz, ma dar do odnajdywania ludzi, których nie może znaleźć nikt inny. Jest zdeterminowany i nieustępliwy, a jego wcześniejsze dokonania przyniosły mu pewną sławę. Detektywa o pomoc prosi Julia Wren, której mąż Sam, młody finansista zniknął w drodze do pracy. David rozpoczyna poszukiwania od miejsca, w którym ostatnio widziano Wrena - na londyńskiej stacji metra. Zdobywa nagrania z kamer i minuta po minucie, klatka po klatce odtwarza drogę młodego mężczyzny. Jak to możliwe, że Sam wsiadł do wagonu, ale z niego nie wysiadł? Równocześnie ze sprawą Rakera śledzimy sprawę, którą prowadzi londyńska policja. W śledztwo w sprawie zaginionych młodych mężczyzn włącza się kontrowersyjny detektyw Colm Healy, znajomy Rakera i jeden z bohaterów poprzedniej książki Weavera. Gdy śledztwo umiera w martwym punkcie policjant i detektyw amator łączą siły by rozwiązać zagadkę.

Najnowsza książka Weavera jest równie dobra jak poprzednie, a nawet lepsza. David Raker jest bohaterem z krwi i kości, to facet z mroczną przeszłością, nic i nikt nie powstrzyma go w poszukiwaniach. Raker nie waha się brudnych chwytów i tajemnica po tajemnicy odkrywa podwójne życie Sama Wrena.Drugi bohater, Colm Healy jest równie ciekawy. Zdegradowany po ostatniej sprawie na przeciw sobie dawnych kolegów, wierzy w niego jedynie jego nowa szefowa. Healy jest sprytny, przebiegły i zdeterminowany by rozwiązać sprawę.

"Bez ostrzeżenia" wciąga i to bardzo. Nie zaczynajcie jej późnym wieczorem, bo może okazać się, że zarwiecie noc. Tim Weaver połączył w swojej książce wszystko co lubię - tajemnice, charakterystycznych bohaterów i świetny klimat. No i zakończenie - zaskakujące i niespodziewane, zostawiające czytelnika z pytaniem - "co dalej?!" Już nie mogę doczekać się kontynuacji.

Za książkę "Bez ostrzeżenia" dziękuję księgarni Libroteka.




wtorek, 22 lipca 2014

"Tajemnice Rutherford Park" Elizabeth Cooke

Jest rok 1913, Europa staje na skraju przepaści. Kryzys przeżywa też rodzina Cavendishów z Rutherford Park, ogromnej posiadłości w Yorkshire. Piękna i nieszczęśliwa lady Octavia przyłapuje męża Williama, w dwuznacznej sytuacji z kuzynką, o wątpliwej reputacji Helene de Monfort.  Młody Harry Cavendish buntuje się przeciwko ojcu i jego surowym zasadom, co ma tragiczne konsekwencje dla pokojówki Emily, a Louisa i Charlotte Cavendish przygotowują się do debiutu, tej pierwszej, w światku londyńskiej socjety. Ciekawie sprawy mają się również na "dole", gdzie królują pani Jocelyn i pan Bradfield.



Okładka Tajemnic Rutherford Park krzyczy do nas: Dla wszystkich miłośników Downton Abbey. Mi ta książka przypomina również inny znakomity brytyjski serial Upstairs Downstairs. Konstrukcja tych seriali i książki jest podobna. Poznajemy życie "góry", czyli bogatej rodziny lorda Williama Cavendisha, oraz "dołu", ich służby. Podobnie jak Cora Crowley, bohaterka brytyjskiego serialu, tak Octavia niepochodząca z arystokratycznej rodziny, pomogła swemu mężowi rozbudować imponującą ziemską posiadłość, od pokoleń należącą do Cavendishów. Na tym jednak podobieństwa między parami kończą się, bowiem Octavia i William udanym małżeństwem są tylko na pozór i każde z nich skrywa przed sobą uczucia. O pięknej pani Rutherford można powiedzieć - ptaszek w złotej klatce, bowiem Octavia ma jedynie pięknie wyglądać i pachnieć. Ona jednak pragnęłaby innego życia i czasem wprawia w konsternację służbę np. chodząc boso po trawie. Również jej syn stara się wyłamać, bowiem jego pragnieniem jest zdobycie licencji pilota. To właśnie wokół nich kręci się fabuła powieści.

Elizabeth Cooke opisuje świat którego już nie ma, pełen konwenansów i surowych zasad. W Rutherford Park każdy ma swoją, odgórnie wyznaczoną pozycję i określone zadania. Na dole rządzi pani Jocelyn i pan Bradfield, wyjątkową pozycję ma również osobista pokojówka lady Cavendish, kamerdyner pana domu i stary ogrodnik. Zwykła pokojówka, jak Emilly Maitland, musi pozostać niewidoczną dla państwa. To jednak zaczyna się powoli zmieniać, bowiem Octavia i Harry swym zachowaniem łamią obowiązującą etykietę. Przemiany zachodzą również wśród służby, która zaczyna poznawać swą wartość. To wszystko jest jednak na razie tylko tłem dla pełniej tajemnic i zdrad historii rodziny Cavendishów.

"Tajemnice Rutherford Park" to faktycznie książka dla fanów Downton Abbey i szukających klimatu angielskiej wsi przed wielką wojną. Książkę czyta się łatwo i szybko, a autorka dobrze oddała atmosferę tamtych czasów. Jedynym mankamentem powieści Cooke jest przewidywalność, jednak uważam, że ta historia ma potencjał i chętnie przeczytam kolejny tom.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Marginesy.



niedziela, 2 lutego 2014

"Wołanie kukułki" Robert Galbraith

Chyba każdy mól książkowy zna J.K Rowling, "matkę" Harrego Pottera. Nawet jeśli nie czytaliście słynnego cyklu o małym czarodzieju, to z pewnością słyszeliście o jego autorce, która w krótkim czasie zbiła fortunę. "Wołanie kukułki" to jej druga powieść dla dorosłych, napisana pod pseudonimem. Słynna stała się sprawa przecieku i "zdemaskowania" prawdziwej tożsamości autora.



Bohaterem "Wołania kukułki" jest Cormoran Strike, prywatny detektyw na skraju bankructwa, były żołnierz, weteran z Afganistanu. Z kłopotów finansowych może go wyciągnąć nowy niespodziewany klient - prawnik John Baristow, który nie wierzy w samobójczą śmierć swej sławnej siostry - modelki Luli Landry, przez przyjaciół nazywanej Kukułką. Ciemnoskóra piękność wypadała z okna swego eleganckiego apartamentowca w prestiżowej dzielnicy Londynu. Strike, wraz z swoją nową, tymczasową sekretarką Robin zagłębia się w sprawę, która tylko z pozoru wydaje się prosta.

Wielkim darem Rowling jest jej umiejętność tworzenia postaci z krwi i kości. Jej bohater, Coromoran Strike to postać, łagodnie mówiąc, po przejściach. Właśnie rozstał się z wieloletnią partnerką, toksyczną Charlotte, mieszka w swoim obskurnym biurze, a cały jego dobytek mieści się w kilku pudłach, które litościwie wypełniła była narzeczona. Do tego można dodać problemy zdrowotne i finansowe. W tym momencie w jego życie wkracza młoda Robin Ellacot, która właśnie przeprowadziła się do Londynu. Energiczna i przedsiębiorcza dziewczyna szybko zadamawia się w biurze Cormorana i staje się jego zdolną pomocnicą. Domniemane samobójstwo Luli Landry wprowadza Strike'a w świat londyńskich wyższych sfer. Wśród osób, które przesłuchuje znajdują się m.in producent filmowy i jego żona, znany projektant, piękna modelka, aktor-narkoman, a także ludzie aspirujący do bycia celebrytami. Z jednej strony to środowisko dogłębnie zepsute, a z drugiej zaszczute przez prasę, uzależnione i nieszczęśliwe.

"Wołanie kukułki" nie jest książką dla fanów szybkiej akcji. Jest to książka przegadana, ale mimo wszystko wciągająca. Rowling skupiła się głównie na dialogach, lwią część książki zajmują rozmowy Cormorana z podejrzanymi. Sama intryga kryminalna nie jest zbyt wyszukana, a rozwiązania można się domyślić, ale mimo tych wad jest to pozycja godna uwagi i czekam na kolejną część przygód Strike'a.

7.5/10

Książka przeczytana w ramach Wyzwania Kryminalnego.

Za książkę "Wołanie kukułki" dziękuję księgarni Libroteka.

niedziela, 27 października 2013

"Dziewczyna na klifie" Lucinda Riley

Trzydziestojednoletnia rzeźbiarka Grania Ryan, załamana po poronieniu, opuszcza Nowy York, narzeczonego Matta i wraca w rodzinne strony - do niewielkiego miasteczka nad zatoką Dunworley w Irlandii. Podczas spaceru nad brzegiem morza, w czasie burzy, kobieta spotyka rudowłosą dziewczynkę, w koszuli nocnej, stojącą na krawędzi klifu. Między Granią a ośmioletnią Aurorą Lisle, osieroconą przez matkę mieszkanką dworu Dunworley, szybko rodzi się silna więź. Ten fakt mocno niepokoi matkę Grani, Kathleen, która przestrzega córkę przed znajomością z rodziną Lisle'ów, obawiając się, że w ten sposób powiela wydarzenia z przeszłości, na których bardzo ucierpieli jej przodkowie. Dzięki starym listom z 1914 roku i opowieściom matki Grania dowiaduje się, jak bardzo splecione są losy dwóch rodzin. Nie wie też, jak bardzo zmieni się jej życie.

 "Dziewczyna na klifie" przenosi nas w różne czasy - od pierwszej wojny światowej, okres międzywojnia, po lata 70 XX wieku i współczesność. Odwiedzamy stary dwór w zielonej Irlandii, bombardowany Londyn i współczesny Nowy Jork. Autorka z rozmachem kreśli swoją historię, wprowadza wielu bohaterów, jednych poznajemy lepiej, a inni stanowią jedynie tło. Wątek historyczny był bardzo ciekawy, szkoda, że autorka nie zdecydowała się go bardziej rozbudować. Zdecydowanie bardziej zaciekawiły mnie losy prababki Grani - Marii i jej córek, którym niestety nie udzielono głosu.

Fabuła książki Lucindy Riley przywodzi na myśl powieści Kate Morton. Jest to historia dwóch irlandzkich rodzin, których losy są ze sobą ściśle splecione. Nie zabrakło też dramatycznego, lecz mocno przewidywalnego i miejscami ckliwego wątku współczesnego. Pierwsze sto stron nie zaciekawiło mnie, dopiero przeniesienie akcji w rok 1914 rozbudziło moje zainteresowanie tą historią.  Główną wadą "Dziewczyny na klifie" jest jej przewidywalność i stereotypowość bohaterów. Jedyne co mnie zaskoczyło to zakończenie wątku Aurory.

Pomimo cukierkowatości i pewnymi nieprawdopodobnymi wątkami (np. zostawienie Aurory pod opieką dopiero poznanej Granii) książkę czyta się szybko i przyjemnie. Jest to ciepła historia o miłości, rodzinnych tajemnicach i przebaczeniu. Polecam (choć nie serdecznie i gorąco) miłośnikom powieści obyczajowych. Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik, jako książka z dwutorową akcją.

7/10

niedziela, 7 lipca 2013

"Moja siostra mieszka na kominku" Annabel Pitcher

Moja siostra Rose mieszka na kominku. A konkretnie to jej fragmenty. Trzy palce, prawy łokieć i rzepka zostały pochowane na cmentarzu w Londynie. [...] Każdemu przypadło w udziale pięć fragmentów. Mama włożyła swoje do pięknej białej trumienki i umieściła pod białym nagrobkiem z napisem "mój Aniołek". Tata dokonał kremacji obojczyka, dwóch żeber, kawałka czaszki i małego palca od nogi, a prochy zamknął w złotej urnie.




Tak rozpoczyna się debiutancka powieść brytyjskiej autorki Annabel Pitcher. Głównego bohatera, dziesięcioletniego Jamiego Matthewsa poznajemy, gdy wraz z ojcem i piętnastoletnią siostrą Jasmine, wyprowadza się z Londynu do Lake District. Pięć lat wcześniej, w wyniku ataku terrorystycznego, zginęła bliźniaczka Jas - Rose, a szczęśliwa rodzina rozpadła się na kawałki. Jamie nie do końca rozumie cierpienie swoich bliskich - nie pamięta siostry i nie tęskni za nią. Jego ojciec nie jest w stanie pogodzić się ze śmiercią córki, wpada w alkoholizm i zaniedbuje dzieci, matka opuszcza rodzinę i odchodzi do mężczyzny, którego poznała na spotkaniach grupy wsparcia, a Jas przechodzi okres buntu. Jamie pozostaje pozostawiony sam sobie, w nowym nieprzychylnym środowisku. W szkole pada ofiarą prześladowań, zaprzyjaźnia się z Sunya, ale musi to ukrywać przed nienawidzącym muzułmanów ojcem.


Jamie był małym chłopcem, gdy jego siostra zginęła w ataku terrorystycznym. W ciągu tych pięciu lat nigdy nie płakał po siostrze, czego nie potrafi zrozumieć jego rodzina, szczególnie ojciec, który nie chce rozstać się z prochami córki, które trzyma na kominku. Chłopiec bardzo przeżywa rozstanie z matką, która nie daje znaku życia. Gdy dostaje od niej na urodziny koszulkę ze Spidermanem nie przestaje jej nosić, nawet gdy staje się pośmiewiskiem w szkole. Jamie wierzy, że matka wróci, rodzice się pogodzą i wszystko wróci "do normy". Jego pomysł na zwrócenie uwagi rodziców jest niezwykły. Ważnym wątkiem książki jest przyjaźń pomiędzy Jamiem a Sunya - dwójką prześladowanych w szkole dzieciaków, które połączyła niezwykła więź. Szczególnie Sunya, odważna, wesoła i sprytna dziewczynka budzi sympatię.

Annabel Pitcher przedstawiła smutny obraz ludzi przytłoczonych żałobą, którzy nie radzą sobie z obejściem bliskiej osoby. Każdy członek rodziny, we własny unikalny sposób próbuje rzeczy niemożliwej - otrząsnąć się i żyć dalej po bolesnej stracie. Pomimo poruszenia tak przygnębiających kwestii jak strata bliskiej osoby, żałoba, terroryzm, alkoholizm i rasizm, książka Pitcher ma wydźwięk optymistyczny, bo pomimo wszystkiego co go spotkało, Jamie nie traci nadziei i radości życia. "Moja siostra mieszka na kominku" dostarczyła mi zarówno wielu wzruszeń, jak i uśmiechu. Nie sposób było nie polubić pary superbohaterów - Jamiego i Sunyi, którzy stworzyli bardzo sympatyczny duet. Książkę czyta się bardzo szybko, język jest dość prosty, ale autentyczny - czujemy, że narrator ma tylko dziesięć lat. Jest to powieść, która spodoba się nie tylko młodzieży, ale też dorosłym. Serdecznie polecam.

7.5/10

Za przysłanie "białego kruka" serdecznie dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc :)



Tytuł.pl

sobota, 8 czerwca 2013

Książkowy przgląd tygodnia

"Podróżniczki. W gorsecie i krynolinie przez dzikie ostępy" Wolf Kielich


XIX wiek, mężczyźni dzierżą władzę, kobiety siedzą w domu, grzejąc dłonie przy kominkach. Jednak nie wszystkie. Lady Hester Stanhope, Alexandrine Tinne, Ida Pfeiffer, Isabella Bird-Bishop, Marianne North, Mary Kingsley, Daisy Bates, Alexandra David Néel oraz inne odważne damy postanowiły wyrwać się z ram konwenansu, poczuć smak niezależności, dać upust swojej prawdziwej naturze, zaspokoić ciekawość - słowem, wyruszyć w daleki świat. I choć wiązało się to z wieloma niebezpieczeństwami - niekiedy większymi od tych, które mogły grozić mężczyznom - wszystkie dokonały wyczynów jak na tamte czasy niewiarygodnych, a przy tym niektóre wniosły znaczny wkład w rozwój nauki. W sukniach i kapeluszach przemierzały pustynie oraz morza, konno i na słoniach podróżowały przez egzotyczne kraje, przebywały wśród kanibali, w murach klasztorów, w indiańskich wigwamach, jadły mrówki i węże. Poznawały obce zwyczaje i rytuały, wykazując więcej tolerancji i zrozumienia niż mężczyźni dokonujący odkryć przeważnie z bronią gotową do strzału.

Jako dziecko fascynowały mnie wyprawy w nieznane i postacie odważnych ludzi, którzy wypełniali białe plamy na mapie świata. W mojej świadomości były to zawsze postacie męskie, takie jak, David Livingtone, Henry Morton Stanley, Roald Amundsen czy Hiram Bingham. Ale, jak się okazało, odkrycia nie były tylko domeną mężczyzn. Również wiele kobiet (głównie z zamożnych rodzin, ale nie tylko) oddawały się swoim pasjom, czyli podróżom. Wolf Kielich, holenderski autor, wziął na tapetę biografie czternastu niezwykłych kobiet żyjących w XIX wieku - okresie postępu, ale też pełnym konwenansów i niełatwym dla płci słabszej. Pomimo wielu przeszkód, decydowały się one znosić trudy podróży, a czasem brak akceptacji społeczeństwa. Spośród kilkunastu bohaterek tej książki najbardziej zaimponowały mi Kate Marsden, która odbyła podróż wgłąb Syberii, Ida Pfeiffer, która w podeszłym wieku odbyła podróż dookoła świata i Mary Slessor, pochodząca z gminu misjonarka, która zamieszkała wśród dzikiego plemienia w dzisiejszej Nigerii i została pierwszą kobietą-wicekonsulem. Kielich stworzył ciekawą, dobrze napisaną książkę, którą niejednokrotnie czyta się jak wciągającą powieść przygodową. Serdecznie polecam!

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Trójka e-pik jako biografię.

8/10

"Ulubione rzeczy" S.J. Bolton



 Lacey Flint, młoda londyńska policjantka z ponurą, głęboko skrywaną przeszłością, jest zafascynowana postaciami seryjnych morderców, zwłaszcza najsłynniejszego: Kuby Rozpruwacza, nigdy nieschwytanego rzeźnika wiktoriańskiego Londynu. Ale jako detektyw nigdy jeszcze nie prowadziła sprawy zabójstwa, nie widziała z bliska zwłok. Aż do pewnego wieczoru,gdy na parkingu obok jej samochodu osuwa się na ziemię straszliwie poraniona kobieta, która umiera na jej rękach...Lace zostaje przewieziona na przesłuchania. Uczestniczy w śledztwie, ale wie, ze jest obserwowana. A potem dostaje list – przerażająco znajomy, przypominający jej coś, co – jak sądziła – pogrzebała głęboko w przeszłości. Naśladujący listy Rozpruwacza do Scotland Yardu. A kolejne zabójstwa są wierną repliką bestialskich zbrodni sprzed stu lat. Tyle że ich sceną są miejsca dobrze znane Lacey...Co łączy policjantkę z zabójcą… Kolejne tropy prowadzą do niej samej. A najważniejszą zagadką w tej makabrycznej szaradzie może okazać się odpowiedź na pytanie: kim naprawdę jest Lacey Flint…

Gdy poznajemy główną bohaterkę Lacey, na jej rękach właśnie umiera brutalnie zaatakowana kobieta. Kolejne morderstwa są rażąco podobne do tych, które ponad sto lat temu popełnił morderca zwany Kubą Rozpruwaczem. Współczesny zabójca zdaje się fascynować nie tylko Kubą, ale również Lacey. Fabuła "Ulubionych rzeczy" jest niestety dość przewidująca. Autorka trzyma się klisz znanych z literatury kryminalnej, co sprawia, że czytelnik w połowie książki może domyślić się, o co chodzi. Mimo tego książkę czyta się łatwo i szybko, jest to czytadło, które odpręży po męczącym dniu, więc jeśli macie na to ochotę i chcecie poznać hipotezy dotyczącej postaci Kuby Rozpruwacza, to "Ulubione rzeczy" będą dla Was niezłą rozrywką.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Z półki i wyzwania Z literą w tle.

7/10

"Plac dla dziewczynek" Lena Oskarsson





Urokliwe miejsce na szwedzkiej prowincji nad jeziorem Skiresjon, niedaleko Vimmerby, gdzie urodziła się Astrid Lindgren. Brutalne i perwersyjne morderstwo burzy sielankę i elektryzuje miejscową społeczność. Oprócz policji własne śledztwo prowadzi również jedna z mieszkanek – Zuza Wolny, imigrantka z Polski. Szuka nie tylko mordercy, ale również miłości i nie powstrzymuje jej nawet to, że na jednym zabójstwie się nie kończy. Odkrywa drugą stronę szwedzkiego raju – szokujące namiętności, złe pożądanie, traumy, z którymi dorosłe „dzieci z Bullerbyn” nie potrafią się uporać.


Dawno nie czytałam książki, w której żaden z bohaterów nie wzbudził we mnie ani trochę sympatii. Postaci jest sporo, a jedną z ważniejszych jest Zuza Wolny, sfrustrowana pani magister, opiekująca się starą Szwedką, gruby i samotny policjant Gustavsson, słynny fotograf Lars, 14-letnia, znudzona lolitka Frida, jej matka lekomanka Anchee i jeszcze kilka innych osób. A wszystkie seksualnie sfrustrowane (może taki problem na szwedzkiej wsi? :/). Początek ciągnął się jak flaki z olejem, później akcja przyspieszyła, a końcówka nawet trochę zaskoczyła. Czemu jednak nie podobała mi się ta książka? Powodów jest kilka. Od początku nastawiona byłam negatywnie, a to przez politykę wydawnictwa. Kim jest Lena Oskarsson? Według Czarnej Owcy - to artystyczny pseudonim uznanej szwedzkiej psycholożki specjalizującej się w terapii par, a o prawo do sfilmowania powieści ubiegają się dwie wytwórnie filmowe. Szkoda tylko, że o Flickornas Torg (tytuł oryginału, jak głosi okładka) nikt w Szwecji ( i szwedzkim internecie) nie słyszał. Nie lubię takich kombinacji...Poza tym książka wydała mi się momentami niesmaczna.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytamy kryminały, jako powieść z akcją rozgrywającą się w małym miasteczku.

6/10

Tak mi minął czytelniczo ten tydzień, zaczęłam też czytać "Żonę sułtana" i "Tajny dziennik". A Wam jak się czytało w tym tygodniu? 

sobota, 6 kwietnia 2013

"Atlas chmur" David Mitchell

O "Atlasie chmur" usłyszałam dzięki jego ekranizacji, o której pisałam kiedyś tu. Film bardzo mi się podobał, a dzięki wygranej w konkursie, do mojego domu zawędrowała książka. Już kilkakrotnie odgrażałam się, że ją przeczytam, a powieść Mitchella znalazła się na mojej liście książek do przeczytania w 2013 roku. Dzięki Sardegnie i Trójce e-pik w końcu się udało :)

Pasażer statku, z utęsknieniem wyglądający końca podróży przez Pacyfik w 1850 roku; wydziedziczony kompozytor, usiłujący oszustwem zarobić na chleb w Belgii lat międzywojennych; dziennikarka-idealistka w Kalifornii rządzonej przez gubernatora Reagana; wydawca książek, uciekający przed gangsterami, którym jest winien pieniądze; genetycznie modyfikowana usługująca z restauracji, w oczekiwaniu na wykonanie wyroku śmierci; i Zachariasz, chłopak z wysp Pacyfiku, który przygląda się, jak dogasa światło nauki i cywilizacji – narratorzy Atlasu Chmur słyszą nawzajem swoje echa poprzez meandry dziejów, co odmienia ich los zarówno w błahym, jak i w doniosłym wymiarze. 

"Atlas chmur" to powieść w każdym calu niezwykła i wyjątkowa. Zawiera sześć opowiadań, począwszy od podróży przez Pacyfik w 1850 roku, po postapokalistyczną przyszłość. Każde z historii okazuje się być odczytywana lub oglądana przez bohatera kolejnej opowieści - kompozytor Robert Frobisher czyta dziennik Adama Ewinga, z kolei dziennikarka Luisa Rey czyta listy, które Frobisher napisał do kochanka itd. Opowiadania kończą się nagle, w kluczowym momencie fabuły, by powrócić później, w odwrotnej kolejności. Nie tylko budowa książki jest niezwykła, ale też jej język - stylizowany na epokę, niekiedy trudny (szczególnie dziennik Ewinga i Antyfona Sonmi-451). Nie jest to powieść na jeden wieczór - potrzeba ciszy i spokoju by smakować każde słowo, skupienia by zauważyć subtelne więzi łączące wszystkie historie.

"Atlas chmur"stanowi starannie przemyślaną całość, nic nie jest tu przypadkowe. Książka Davida Mitchella to świetna intelektualna zabawa, dla wymagających czytelników. Film (choć świetny) nie oddaje nawet w połowie tego jak dobra jest ta powieść - czy raczej sześć w jednym. Przy książce dzieło Wachowskich wydaje się być chaotyczne, płytkie i po prostu zbyt krótkie.

"Atlas chmur" przeczytałam w ramach wyzwań:

Trójka e-pik
Czytamy fantastykę
Z półki 2013

i mojego osobistego stosu.

Mam nadzieję, że tym krótkim wpisem zachęcę kogoś do poznania tej niezwykłej książki.

8.5/10

niedziela, 24 marca 2013

"Muzyka fal" Sara MacDonald

"Muzykę fal" przeczytałam prawie tydzień temu. Bardzo żałuję, że nie napisałam o niej kilku zdań od razu. Z biegiem czasu rozmywają się uczucia towarzyszące czytanej książce. Na szczęście powieść pani MacDonald "siedzi" mi w głowie na tyle mocno bym mogła wyrazić swoją opinię.

W pięknym zakątku Anglii, na kornwalijskim wybrzeżu mieszkają trzy pokolenia Tremainów. Fred i Martha przeżywają radości i smutki jesieni życia. Ich dzieci - wzięta adwokatka Anna oraz wiejski pastor Barnaby - na swój sposób zmagają się z trudnościami osobistymi i rodzinnymi. Wnuczka Lucy próbuje ułożyć sobie życie, a jednocześnie zachować bliskie związki z ukochanymi dziadkami.

Dylematy, przed którymi stają członkowie rodziny, nabierają głębi i ostrości, gdy Lucy znajduje na strychu stary kufer z dokumentami rodzinnymi i odkrywa tajemnicę, pilnie strzeżoną od ponad pół wieku. Losy członków rodziny - ujawniane w kolejnych odsłonach, w Polsce, Londynie, Berlinie, Kornwalii - ukazują ogrom cierpień, wywołanych wojną, nienawiścią i uprzedzeniami. Przeżycia jednego pokolenia przenoszą się na następne, tkwią w psychice, warunkują relacje między ludźmi na wiele lat. Odsłonięcie prawdy, zarówno historycznej, jak i indywidualnej, pozwala zdjąć piętno przeszłości i budować przyszłość, w której być może historia się nie powtórzy.


Losy rodziny Tremainów autorka przedstawiła z kilku perspektyw czasowych i posłużyła się kilkoma narratorami. Szczególnie spodobał mi się ten drugi zabieg, który pozwolił poznać bohaterów, motywy ich postępowania i ocenić wydarzenia z różnych perspektyw. Od pierwszych stron udało się Sarze MacDonald przykuć moją uwagę, zaciekawił mnie los jej postaci, rodzinna tajemnica i wojenne przeżycia Marthy. Fabuła poszła co prawda w przewidzianym przeze mnie kierunku, autorka niczym mnie nie zaskoczyła, ale ważniejsze dla mnie były uczucia jakie targały bohaterami.

Autorka bardzo przekonująco nakreśliła sylwetki bohaterów - kata i ofiary, dwojga zagubionych staruszków, borykającego się ze starością rodziców syna, dążącą do perfekcji i zmagającą się z demonami przeszłości córkę i rozdartą pomiędzy Kornwalią a Londynem wnuczkę. Każde z nich jest inne i choć często nie zdają sobie z tego sprawy, źródło ich problemów tkwi w przeszłości. "Muzyka fal" jest subtelną, smutną powieścią. Porusza problemy nieuchronnej i okrutnej starości, bezmiaru ludzkiego okrucieństwa, ale też niezwykłej woli przeżycia i siły przebaczenia. Wywołała we mnie emocje, wzruszyła i skłoniła do refleksji.

Mocne 7.5/10

środa, 20 lutego 2013

"W najciemniejszym kącie" Elizabeth Haynes

Wyobraź sobie, że przed wyjściem z domu sprawdzasz drzwi sześciokrotnie i codziennie wracasz z pracy inną drogą. Zajmuje to większość Twojego wolnego czasu. Nie wychodzisz z domu, nie masz przyjaciół, a zakupy robisz tylko w określone dni. Wyobraź sobie, że boisz się własnego cienia, a perspektywa nawiązania kontaktu wzrokowego z mężczyzną przyprawia Cię o atak paniki. Przerażające? Tak właśnie żyje Cathy Baily - główna bohaterka debiutanckiej powieści Elizabeth Haynes.

Cathy to młoda, pełna energii, wesoła dziewczyna, która lubi dobrze się bawić. Pewnego dnia wybiera się do klubu i poznaje przystojnego Lee - mężczyznę (prawie) idealnego - czułego, wrażliwego i tajemniczego. Ich związek rozwija się burzliwie - Cathy, choć kocha Lee czuje się przez niego osaczona, a mężczyzna idealny pokazuje inne, mroczne oblicze. Po czterech latach poznajemy zupełnie inną Cathy - obawiającą się własnego cienia, cierpiącą na Zaburzenia Obsesyjno-Kompulsywne kobietę, która wiele przeszła. Co wydarzyło się pomiędzy? Czy dzięki sympatycznemu sąsiadowi Cathy uda się wrócić do zdrowia?

Pewnie niejedno z Was sprawdza kilka razy czy zamknęło drzwi, lub zastanawia się czy wyłączyło żelazko lub gaz w kuchni. W związku z tym najczęściej odczuwamy lekki niepokój. To uczucie pomnożone przez 100 czują osoby cierpiące na ZOK i prawie uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Życie Cathy jawiło mi się jako istny koszmar, zastanawiałam się, jak można tak żyć. Elizabeth Haynes nakreśliła bardzo wiarygodny obraz osoby cierpiącej na Zaburzenia Obsesyjno-Kompulsywne i ofiary przemocy psychicznej i fizycznej. Przeraziła mnie ta książka. Sprawiła, że z nerwów obgryzałam paznokcie i z niecierpliwością czytałam kolejne strony. Autorka umiejętnie budowała napięcie, a powieść niesamowicie mnie wciągnęła.

"W najciemniejszym kącie" to nie tylko znakomity thrillera, ale również bardzo dobra powieść psychologiczna. Zmagania Cathy z chorobą były bardzo przejmujące i automatycznie zaczęłam jej kibicować w powrocie do normalności. Książka pani Haynes to bardzo dobry debiut. Już czekam na kolejną książkę.

7.5/10

środa, 9 stycznia 2013

"Matka Pearl" Maureen Lee

Maureen Lee jest angielską autorką powieści obyczajowych. Wydawnictwo Świat Książki wydało do tej pory cztery jej książki - "Wrześniowe dziewczynki", "Nic nie trwa wiecznie", "Wędrówka Marty" i kilka miesięcy temu "Matkę Pearl".

Fabuła toczy się dwutorowo, na przemian poznajemy historię dwóch kobiet - matki i córki. W 1971 -  Pearl - młoda nauczycielka, mieszka z wujem i ciotką w Liverpoolu. Z więzienia, po dwudziestu latach wychodzi jej matka - Amy, skazana za zabójstwo męża Barneya, ojca Pearl. Historię Amy poznajemy od 1939 roku, kiedy to poznała i zakochała się w Barneyu Pattersonie, młodym mężczyźnie z bogatego domu. Ich szczęście przerywa II wojna światowa i powołanie mężczyzny do wojska. Stopniowo poznajemy bohaterów, ich historię, troski i zmartwienia. Autorka powoli odkrywa karty, by w końcu odpowiedzieć na nurtujące czytelników pytania - co przydarzyło się Barneyowi w czasie wojny i dlaczego Amy zabiła ukochanego męża?

Maureen Lee stworzyła dobrą powieść obyczajową, z wiarygodnymi postaciami i ciekawym tłem historycznym. Książka rozkręcała się powoli, początek był dość nudny i irytujący, ale po około stu stronach czytała się sama. Wojenne losy bohaterów wciągnęły mnie bardziej niż ich życie w latach siedemdziesiątych. Szkoda jedynie, że autorka nie wysiliła się by rozbudować charakterystykę bohaterów drugoplanowych - chętnie przeczytałabym więcej o szalonej matce Barneya, szwagierce Amy - Marion.

"Matka Pearl" jest napisana bardzo przystępnym językiem. Autorka nie sili się kwieciste opisy i wyrafinowane metafory, jej styl jest prosty, ale przyjemny w odbiorze. Sama historia jest wciągająca i dobrze napisana, choć mam pewne wątpliwości co to rozwiązania tajemnicy śmierci Barneya. Maureen Lee stworzyła bardzo przyjemne czytadło.

Książka została przeczytana w ramach Wyzwania Booktrotter.

6.5/10

piątek, 14 grudnia 2012

"Morderstwo w Boże Narodzenie" Agatha Christie

Książkami Agathy Christie zaczytywałam się jako młoda dziewczyna, przeczytałam wszystkie jej powieści dostępne w bibliotece i sama zgromadziłam całkiem niezły zbiór. Do dziś książki Królowej Kryminału stoją na honorowym miejscu w mojej biblioteczce. Dzięki wyzwaniu
Trójka e-pik postanowiłam odświeżyć sobie "Morderstwo w Boże Narodzenie", z moim ulubionym detektywem Herculesem Poirot.

Zbliża się Boże Narodzenie. Senior rodu Simeon Lee do swej rezydencji zaprasza rodzinę. Spotkanie jest nietypowe, gdyż Lee niemal nie utrzymywał z dziećmi kontaktów. Mało przyjemnej atmosfery nie poprawia pojawienie się uchodzącego za czarną owcę syna, a tym bardziej wnuczki, którą rodzina widzi po raz pierwszy. W ponurych nastrojach podsycanych pragnieniem odziedziczenia jak największego spadku zebrani dowiadują się o zabójstwie złośliwego milionera.

Do akcji wkracza niezastąpiony Herkules Poirot. Przed detektywem trudna zagadka - okazuje się bowiem, że z sypialni Simeona zniknęły diamenty, nie wszyscy goście ujawnili prawdziwą tożsamość, a zamordowany miał niejednego wroga…


Z pozoru święta Bożego Narodzenia to okres pojednania i pokoju. Czy jest to jednak prawda? Na pewno nie wypadku rodziny Lee. Głowa rodu, ekscentryczny i złośliwy starzec Simeon Lee pod pozorem pogodzenia się z synami i jedyną wnuczką sprowadza do rodzinnej posiadłości swoich najbliższych. Jego cel jest jednak inny - dla własnej uciech prowokuje i napuszcza na siebie poszczególnych członków rodziny. Jego brutalne morderstwo nie dziwi - jakby sam się o to prosił. Sprawę prowadzi bystry inspektor Sugden, ale niestety dla mordercy w okolicy jest też słynny belgijski detektyw.

Morderstwo Simeona Lee jest  zagadką zamknietego pokoju i nie sposób jest się nie uśmiechnąć przy tym cytacie: "Czy pan chce mi powiedzieć, inspektorze, że to jedna z tych historii, opisanych w lichych krymianałach, o facecie zamordowanym w zamkniętym pokoju przez siły nadprzyrodzone?"* Tak to właśnie taka historia, ale na pewno nie jest to lichy kryminał, bo książkę Chritsie czyta się bardzo dobrze.

Agatha Christie przedstwiła w swej krótkiej powieści całą gamę interesujących postaci, z których każda miała powód i sposobność by zamordować staruszka i ustami Herculesa Poirot pięknie to wyjaśniła. Choć nie jest to najlepsza książka tej znakomitej autorki to znów dałam się porwać jej stylowi, nie odkryłam kim jest morderca, ani jaki był jego motyw.

Lektura tego kryminau zaostrzyła mój apetyt na inne książki Królowej Kryminału, w grudniu chciałabym przeczytać jeszcze "Tajemnicę gwiazdkowego puddingu".



*Agatha Christie "Morderstwo w Boże Narodzenie" Prószyński i S-ka, 2001, str. 55

piątek, 30 listopada 2012

"Portret Doriana Graya" Oscar Wilde

"Portret Doriana Graya" to powieść znanego i kontrowersyjnego XIX-wiecznego  irlandzkiego literata. Pierwsza edycja działa Wilde'a ukazała się w 1890 roku na łamach Lippincott’s Magazine. Pełna wersja książki ukazała się w 1891 roku i nie została przyjęta dobrze, krytycy zarzucili jej amoralność. Zaczynając czytać Doriana Graya miałam niewielkie pojęcie o czym traktuje powieść, a jej fabułę znałam jedynie w zarysie. Choć jest to bardzo popularna książka moja wiedza na jej temat była niewielka, ale dzięki temu miałam większą przyjemność z jej czytania.

Młody arystokrata Dorian Gray poznaje malarza Bazylego Hallawarda, który zafascynowany jego urodą maluje jego portret. Podczas jednej z sesji malowania Hallawarda odwiedza dobry przyjaciel - cyniczny lord Henryk (Harry) Wotton. Przemowa Harrego o nieuchronnym przemijaniu młodości i piękna denerwuje Doriana, gdyż uświadamia sobie on, że jego najbardziej imponujące cechy pewnego dnia bezpowrotnie przeminą. Chłopak przeklina swój portret, który kiedyś będzie przypominał mu o utraconym pięknie i młodości. Wypowiada też znamienne w skutkach słowa:

Jakie smutne! Ja się zestarzeję i będę brzydkim i odpychającym. Ale portret ten na zawsze pozostanie młody. Nigdy nie będzie starszy niż w dzisiejszym, czerwcowym dniu. Gdybyż mogło być przeciwnie! Gdybym ja wiecznie pozostał młody, a obraz się starzał! Wszystko bym za to oddał, wszystko! Tak nie ma nic na świecie, czego bym za to nie oddał. Poświęciłbym własną duszę!*

Dorian Gray zaprzedaje swoją duszę, by wiecznie pozostać młodym i pięknym. Zaprzyjaźnia się z Harrym Wottonem i wiedzie rozpustne życie, ale każdy jego występny czyn uwidacznia się na portrecie, który staje się ohydną, groteskową maską.

Książkę Wilde można odczytać na wielu poziomach. Traktuje ona o nadrzędności młodości i piękna, sztuce rozumianej jako wartość sama w sobie i negatywnych konsekwencjach wpływu na innych ludzi. Historia Doriana jest tak naprawdę pretekstem do zaprezentowania przez Wilde'a swoich poglądów.

"Portret Doriana Graya" czytałam z wielkim zainteresowaniem i w wielkim skupieniu. Nie jest do lektura, którą można czytać w komunikacji miejskiej. Wymaga ciszy, spokoju, skupienia i czasu na przemyślenie. Dlatego też czytałam ją dość długo, a w międzyczasie pochłaniałam inne książki.  "Portretem" się delektowałam, choć nie jest to lektura łatwa. Co zaskakujące, mimo upływu lat nadal odnosi się do naszych czasów, gdzie panuje kult piękna i młodości. Jego stała aktualność i piękny język jakim jest napisany sprawia, że sięgają po nią kolejne pokolenia ludzi.

Książkę przeczytałam w ramach Wyzwania Listopadowego i Trójka e-pik
 



* Oscar Wilde "Portret Doriana Graya" Wydawnictwo Zielona Sowa, 2009 str. 23

czwartek, 22 listopada 2012

"Nie licząc psa" Connie Willis

O Connie Willis pierwszy raz przeczytałam na blogu młodej pisarki. Ta właśnie recenzja przekonała mnie, że jak najszybciej muszę zapoznać się z jakąkolwiek książką pani Willis. Padło na "Nie licząc psa".

Rok 2057 roku, Oxford. Dzięki naukowcom możliwe są podróże w czasie. Dzięki nim historycy mogą badać przeszłość. Bogata Amerykanka, Lady Schrapnell postanawia odbudować Katedrę w Coventry zniszczoną podczas nalotów niemieckich w 1940 roku. W celu dokładnej rekonstrukcji wysyła historyków w przeszłość. Główny bohater książki Ned Henry zostaje wysłany do 1940 roku by odzyskać zaginioną "strusią nogę biskupa"(nie zdradzę co to jest). Ned cierpi jednak na dyschronię, spowodowaną zbyt wieloma przeskokami. Objawia się ona dezorientacją, sennością, zaburzeniami wzroku i trudnościami w rozróżnianiu dźwięków. Zanim wróci do formy potrzebuje dwóch tygodni urlopu (od skoków i nieznośnej Lady Schrapnell).
Historyczka, Verity Kindle ratuje przed utonięciem i przenosi kota z czasów wiktoriańskich do 2057 roku i tym samym narusza reguły kontinuum czasoprzestrzennego. Ned jest jedyną osobą, która może przenieść się do 1888 roku by zapobiec nieodwracalnej zmianie biegu historii. I tak Ned trafia w sam środek epoki wiktoriańskiej, gdzie poznaje młodego studenta Terence'a i jego buldoga Cyryla, profesora Peddicka, rozkapryszoną pannicę Tossie, jej kotkę Księżniczkę Ardżumand i jeszcze kilka nie mniej interesujących postaci.

Opisałam zaledwie drobny fragment fabuły, która z każdą stroną co raz bardziej się gmatwa. Pojawiają się nowe postacie (nie licząc psa), a bohaterowie, co rusz "skaczą" w inne czasy. To bogactwo jest początkowo bardzo męczące. Trudno zorientować się w sytuacji, a rozmowy bohaterów dotyczące podróży w czasie, kontinuum i poślizgów niewiele wyjaśniają. Jednak im dalej tym historia co raz bardziej wciąga i bawi. Próby przywrócenia prawidłowego biegu historii przez Verity i Neda generują wiele pomyłek i zabawnych sytuacji. "Nie licząc psa" to pierwszorzędna komedia pomyłek. Connie Willis nawiązuje do wielu dzieł literackich i pisarzy. Już sam tytułu nawiązuje do powieści Jeroma "Trzech panów w łódce (nie licząc psa)", autorka wzorowała się również na takich klasykach kryminału jak Agatha Christie, Arthur Conan Doyle i Willkie Collins (jeśli ktoś nie czytał "Kamienia księżycowego" to natknie się na ogromny spoiler!).

"Nie licząc psa" trafiło na mój mały kryzys czytelniczy dlatego choć to bardzo dobra książka czytałam ją stosunkowo długo. Zachęcam wszystkich do przeczytania tej książki, nawet tych, którzy nie przepadają za fantastyką i sf.



środa, 24 października 2012

"Tydzień w zimie" Marcia Willett

Bohaterem "Tygodnia w zimie" jest Moorgate - wiejska posiadłość w Kornwalii należąca do starszej pani - Maudie, lady Todhunter. Kobieta po śmierci męża postanawia sprzedać letni dom i zapewnić oszczędności na przyszłość dla siebie i ukochanej przyszywanej wnuczki Posy. Maudie do renowacji domu przed sprzedażą zatrudnia Roba Abbota, samotnika, który zakochał się w Moorgate. Decyzji o pozbyciu się posiadłości sprzeciwia się pasierbica Maudie - Selina, do której matki należała niegdyś posiadłość. Kobieta pragnie za wszelką cenę kupić posiadłość, która kojarzy się ze zmarłą matką, a przy okazji utrzeć nosa znienawidzonej macosze. W drugiej części książki poznajemy Melissię, młodą dziewczynę, która zauroczona postanawia zobaczyć Moorgate i znajduje tam prawdziwą miłość.

Akcja w "Tygodniu w zimie" toczy się powoli, stopniowo poznajemy i zaprzyjaźniamy się z różnymi bohaterami.  Moją zdecydowaną faworytką została dziarska staruszka Maudie. Równie szybko polubiłam Posy i jej psa Poloniusza. Czarnym bohaterem stała się, nie zła macocha, lecz jej pasierbica Selina. Ta samolubna i bezmyślna kobieta wyjątkowo działała mi na nerwy i kibicowałam jej mężowi Patrikowi w próbach uwolnienia się spod jej zgubnego wpływu. Rob i Melissa wydawali mi się odrobinę zbyt cukierkowi, ale współczułam im i spodziewałam się innego zakończenia.

"Tydzień w zimie" to dobrze napisana powieść obyczajowa, pełna ciepła, ale też słodko-gorzka opowieść o miłości, rodzinie i tajemnicach. Marcia Willett stworzyła ciekawe i wiarygodne postacie. Lektura tej książki kojarzy mi się z blaskiem kominka, ciepłym kocem, kotem na kolanach i z herbatą w dłoniach. Idealna na pochmurne jesienne i zimowe wieczory, dobry relaks po cieżkim dniu i niegłupie czytadło.

sobota, 20 października 2012

Powrót do dzieciństwa czyli "Przygody Sherlocka Holmesa" Arthura Conan Doyla

Kiedy Sardegna w październikowej Trójce e-pik zaproponowała przeczytanie książki autora/ki z dzieciństwa stanęłam przed trudnym wyborem. Moje najmłodsze lata spędziłam z baśniami, książkami Lucy Maud Montgomery, Frances Hogdson Burnett, Harrym Potterem i wieloma innymi, Ale także były to czasy... Agathy Christie i Arthura Conan Doyla. Widać od najmłodszych lat lubiłam zagadki i zbrodnie ;) Na półce, na wysokości moich oczu, stoi szereg książek czytanych w dzieciństwie - Rowling, Tolkien, Juliusz Verne i Agatha Christie. Pomiędzy nimi wciśnięta została cieniutka książeczka - "Przygody Sherlocka Holmesa".

Sherlock Holmes - najsłynniejszy detektyw w literaturze, do dzisiejszego dnia fascynuje czytelników i twórców na całym świecie (patrz np: Sherlock UK, Elementary, "Dom jedwabny" Anthony Horowitz). Mój egzemplarz to "Przygody Sherlocka Holmesa" wydane przez Siedmioróg w 1998 roku. Składa się na niego siedem opowiadań Conan Doyla z pięciu zbiorów tego autora.

Krótkie opowiadania, niedłuższe niż 20 stron, nie sprawiły mi już takiej przyjemności jak w dzieciństwie. Nie wiem czy ma to związek ze "zczytaniem" jej do granic możliwości, czy też przesytem Sherlockiem Holmesem. A może to wrażenie zupełniej przypadkowości w doborze opowiadań. A tu mamy już całkowitą dowolność wydawcy...każde opowiadanie z innego zbioru. być może założeniem było by dać przekrój twórczości autora, ale mi to nie wystarczyło.

Przyznam, że ta książka nie zaspokoiła mojego apetytu na książki Conan Doyla, te siedem opowiadań to zaledwie zalążek czegoś ciekawego. Teraz mam ochotę sprezentować sobie "Księgę wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa".

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik.