Z językiem angielskim mam styczność na co dzień w swojej pracy. Dlatego wciąż szukam dobrego i przyjemnego sposobu na rozwijanie swoich umiejętności językowych. Codziennie staram się przeczytać choć kilka stron, lub zrobić choć kilka zadań. Po długim i męczącym dniu nie zawsze robię to chętnie, a nauka staje się przykrym obowiązkiem. Rozwiązaniem tego problemu mogą stać się książki nowego wydawnictwa [ ze słownikiem].
Choć angielski znam całkiem nieźle nigdy nie garnęłam się do czytania w oryginale. Irytowało mnie, gdy nie znałam znaczenia jakiegoś słowa, a szukanie go w słowniku było męczące i frustrujące. Wydawnictwo [ ze słownikiem] proponuje klasyczne dzieła literatury angielskiej (co ważne nie są to teksty uproszczone!) z dołączonym do nich słowniczkiem, a nawet 3 słownikami. Pierwszy to słownik najczęściej występujących w książce słów, które pozwalają na zrozumienie 70-80% treści książki; drugi to słownik podręczny, znajdujący się na marginesie każdej strony; trzeci słownik zawiera wszystkie wyróżnione wcześniej słówka.
Na początek wybrałam 3 książki - dwie z nich świetnie znam, bo "Przygody Sherlocka Holmesa" i "Tajemniczy ogród" czytałam wielokrotnie w dzieciństwie, trzecia książka - "Wojna światów" jest mi kompletnie nieznana. Swoją przygodę rozpoczęłam z Sherlockiem Holmesem. Pomimo dołączonego słownika nie jest to lektura łatwa, przeznaczona jest raczej dla zaawansowanych czytelników. Jeśli jesteście początkujący warto zajrzeć na stronę wydawnictwa, tam można sprawdzić, dla kogo przeznaczona jest dana książka. Żeby nie było jednak tak różowo to jest jedna rzecz, którą można by poprawić, a znacznie usprawniłoby to lekturę. W przypadku niektórych słów wytłuszczonych w tekście i przetłumaczonych na marginesie strony pojawia się więcej niż jedno znaczenie danego słowa. I to jest akurat fajne, ale czasami utrudnia to "sprawne" czytanie. Możecie zobaczyć o co mi chodzi na przykładzie np. słówka tangled.
Książki wydawnictwa [ze słownikiem] łączą przyjemne z pożytecznym - naukę angielskiego i obcowanie z wielką literaturą w oryginale. Jest to ciekawa alternatywa dla wszystkich uczących się angielskiego. Warto spróbować.
Z Gruzją kojarzą mi się dwie rzeczy: dobre wino i gościnni mieszkańcy. Kraj ten, choć tak w gruncie rzeczy bliski, jest mi praktycznie nieznany. Zmieniło się to dzięki książce młodej (zaledwie 33-letniej) autorki Nino Haratischwilli, pochodzącej z Gruzji i tworzącej w języku niemieckim.
Początek XX wieku. Na świat przychodzi Stazja, trzecia córka bogatego fabrykanta czekolady. Podczas porodu umiera jej siostra bliźniaczka, a wkrótce potem matka. W kilka lat po śmierci żony ojciec Stazji sprowadza do domu kolejną kobietę - piękną Rosjankę, ta wydaje na świat córkę - Kristine, której niezwykła uroda stanie się przekleństwem. Dorosła, marząca o karierze baletnicy, Stazja wychodzi za mąż za białoarmistę Simona Jasziego, ale I wojna światowa szybko rozdziala młode małżeństwo. "Ósme życie" to saga rodzinna, w której główną rolę odgrywają silne kobiety - Stazja, Kristine, później Kitty. A ich losy są nieodłącznie splecione z krwawą historią XX wieku - rewolucją październikową, I i II wojną światową oraz rządami komunistów w Gruzji.
"Ósme życie" ma smak gorącej czekolady, której przepisu strzeże fabrykant czekolady, a później jego córka Stazja. To historia o miłości, niespełnionych marzeniach, historii Gruzji XX wieku. Napisana pięknym, plastycznym językiem historia nie wciąga od razu. Powoli poznajemy losy, kolejno - bezimiennego fabrykanta czekolady, jego córek - Stazji i Kristine i wnuków - Kostii i Kitty. Po drodze poznamy też plejadę innych ciekawych postaci - wiecznie nieobecnego męża Stazji, jej przyjaciółki Sopio i jej syna Andriego, Wielkiego Małego Człowieka i wielu, wielu innych.
Powieść Nino Haratischwilii wciągnęła i zaczarowała mnie. Autorka pokazała mi Gruzję z zupełnie innej, tragicznej strony. Ale nie żałuję, to była znakomita podróż w przeszłość. Polecam.
Dawno mnie tu nie było. Nie znaczy to, że nie czytałam, wręcz przeciwnie. Teraz czytam tak dobrą książkę, że postanowiłam się zmobilizować i coś Wam o niej napisać. Ale na dobry początek mały stosik, czyli to, co ostatnio do mnie dotarło.
Od góry:
Katarzyna Puzyńska "Trzydziesta pierwsza" - tom 3 serii kryminalnej o policjantach z Lipowa.
Jonathann Odell "Pani Hazel i klub Rosy Park" - amerykańskie Południe, lata 50, prześladowania rasowe.
Hugh Thompson "Tequila Oil, czyli jak się zgubić w Meksyku - reportaż o podróży po Meksyku.
Wojciech Chmielarz "Osiedle marzeń" - tom 4 serii o komisarzu Jakubie Mortce.
Maryla Szymiczkowa "Rozdarta zasłona" - kryminał retro. Profesorowa Szczupaczyńska powraca.
Marta Kisiel "Siła niższa" - chyba najbardziej wyczekiwana przeze mnie książka w październiku, już niedługo!!
Kate Atkinson "Bóg pośród ruin" - druga część bardzo dobrej książki "Jej wszystkie życia"
Tana French "Ściana sekretów" - kryminał, na temat którego krążą dość podzielone zdania.
Catherine Banner "Dom na skraju nocy" - książka kupiona dla mojej mamy, saga rodzinna.
Stefan Ahnhem "Dziewiąty grób" - "Ofiara bez twarzy" była jedynym z lepszych kryminałów, jakie w tym roku czytałam. Plotka głosi jednak, że ta nie jest tak dobra. Wkrótce się przekonam.
Elżbieta Cherezińska "Królowa" - tom drugi historii Świętosławy, o "Hardej" pisałam ostatnio.
Co polecacie na początek?